OKRUCIEŃSTWO

Okrucieństwo jest jednym z najbardziej niechętnie zgłębianych zakamarków natury ludzkiej. Wiąże się ono z takimi zagadnieniami, jak furia, zemsta, strach czy pragnienie. Jednak nie każde pragnienie, nie każda zemsta, wściekłość lub strach prowadzą do zachowań określanych jako okrutne.
Zarówno okrutny komornik wyrzucający na bruk rodzinę z dziećmi, będący wykonawcą okrutnego prawa, jak i znęcający się w alkoholowej furii nad bliskimi sadysta posiadają nad własną ofiarą przewagę. Przewaga ta, niezależnie czy fizyczna, psychiczna, sytuacyjna, materialna bądź też innego rodzaju, jest elementem niezbędnym do zaistnienia okrucieństwa. Stanowiąca przedmiot przewagi siła nie zawsze musi być realna – istotne, aby za taką uchodziła w świadomości ofiary.
Do bycia okrutnym potrzebna jest też motywacja w postaci utraconego, zagrożonego bądź też upragnionego, pojmowanego subiektywnie przez sprawcę szczęścia.
Komornik wykonuje taki, a nie inny zawód, gdyż daje on mu poczucie władzy, lekką pracę oraz dobre pieniądze. Domowy sadysta sprawia ból ofiarom, gdyż czerpie z niego swoją chorą satysfakcję.
Nie wszyscy ludzie posiadają jednakowe skłonności do bycia okrutnymi. Przyczyn okrucieństwa pewnie jest tyle ilu okrutników oraz okrutnych zachowań. Skala okrucieństw rozciąga się od drobnych sytuacji, których doświadczamy w codziennym życiu, aż po najbardziej zwyrodniałe zbrodnie wszechczasów.
Niezależnie od tego, jak okrutnie postępujemy, aby tak uczynić musimy dysponować odpowiednią ku temu siłą oraz motywacją, która może się objawić zarówno jako zagrożenie, jak i pragnienie.
Istotną cechą okrucieństwa, jest to, że prowadzi ono do destrukcji. Dzieje się tak niezależnie od zamierzonego efektu, gdyż okrutny czyn za każdym razem odnosi swój negatywny skutek dla samego sprawcy.

(trafia do kontenera Duchowość)

Na piwo marsz, nie na Marsz

11 listopada powinien dla Polaków być radosnym świętem pojednania. Zrozumie to każdy ten, kto zdaje sobie sprawę z faktu, jaki dzień naznacza ta data. Ot po latach poświęceń, powstań, romantycznych marzeń kolejnych młodych pokoleń, po latach zsyłek, branek, kasacji majątków, powstał kraj o nazwie Polska. Data ta się wiąże z krótkim okresem, w którym Polacy przestali się wzajemnie zwalczać i dzięki temu wybili na niepodległość.

Tymczasem święto zgody we współczesnej Polsce zamieniło się w dzień wzajemnej nienawiści. Pod hasłem „My chcemy Boga” tłum młodych ludzi na ulicach Warszawy manifestuje swoją gniewną siłę. W tej manifestacji brak jest romantycznego ducha filomatów i filaretów, internacjonalizmu Tadeusza Kościuszki czy światowego obycia Ignacego Paderewskiego. Szmaciane nacjopolo jest karykaturą tego czym był oświecony patriotyzm ery rozbiorów. Duch płonącej tęczy nie jest też duchem ikony LGBT, autorki „Roty” Marii Konopnickiej. Podzielone na „sorty” społeczeństwo nie odzyskałoby niepodległości, dzieląc się ponownie, łatwo może ją stracić.

Wesołego Święta Niepodległości. Marsz na piwo, nie na Marsz!

(trafia do kontenera Aktywizm niepoprawny)