“Siała baba mak”. I dostała 10 lat.

Bardzo ciekawe wnioski przynosi lektura wydanego przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości raportu pt. Struktura kar orzekanych w Polsce i w innych państwach Unii Europejskiej.
Pośród wielu smakowitych danych, w raporcie znalazły się i te dotyczące karania przestępstw narkotykowych.
Na 22 badane państwa, pod względem procentowej liczby osób skazanych w związku z przestępstwami narkotykowymi Polska zajmuje środkowe, 11-ste miejsce. Wyprzedzamy pod tym względem wszystkie kraje Europy Centralnej i Wschodniej, a także Portugalię, Austrię oraz… Holandię.
Więcej jasności daje kolejne zestawienie dotyczące wysokości wymierzanych kar. W tym wypadku Polska wyróżnia się jednym z najniższych współczynników orzekania kary bezwzględnego pozbawienia wolności, jednocześnie będąc zdecydowanym liderem pod względem orzekania kary pozbawienia wolności z zawieszeniem. Oznacza to, że większość skazywanych osób stanowią posiadacze małych ilości, prawdopodobnie marihuany, które to przypadki nie kwalifikują się do zastosowania surowszej sankcji karnej.
Warto zwrócić uwagę, że w Holandii, w której obowiązuje mniej restrykcyjne prawo narkotykowe, nie tylko jest niższy odsetek osób skazanych, ale jednocześnie czterokrotnie częściej zapadają tam wyroki bezwzględnego więzienia. Można więc wnioskować, że holenderskie sądy skazują zdecydowanie większą ilość dilerów niż użytkowników rekreacyjnych.
Pikanterii całej sprawie dodaje kolejna tabelka, z której wynika, że jedynie 3 procent zapadających w Polsce wyroków dotyczy kary bezwzględnego pozbawienia wolności powyżej 5-ciu lat, aż 71 procent, są to wyroki niższe niż 5 lat, a 25 procent niższe niż rok.
Mówiąc prościej, w Polsce ściga się głównie użytkowników konopi, szansę na wpadkę mają jedynie drobni dilerzy, a prawdziwi organizatorzy handlu prawdziwymi narkotykami mogą czuć się w miarę spokojnie.

Link do raportu
(Trafia do kontenera Aktywizm niepoprawny)

Kaczki w owczej skórze.

Mechanizm narodzin totalitaryzmów za każdym razem jest podobny. W obliczu jakiejś problematycznej sytuacji pojawia się nowa doktryna. Najczęściej stanowi ona proste remedium na wszystkie bolączki. Po pewnym czasie wychodzi na jaw, że za nową ideą kryje się stare okrucieństwo. Kierowana fanatyzmem władza zaczyna narzucać swój światopogląd jako jedyny słuszny i ustawiony w opozycji do jakkolwiek pojmowanych “wrogów ojczyzny”.
Choć wyborcy zostali oszukani dali się zwieść, ich wyobrażenie było odmienne niż oferowana rzeczywistość, większość z nich utrwala się w swoim przekonaniu o słusznym wyborze. Dzieje się tak, gdyż ludzie raczej zostaną fanatykami oddanymi nawet najokrutniejszej, ale spełniającej minimum ich żądań idei, niż przyznają się do własnego błędu.
Moment, w którym dyktatorzy zaczynają realizować swoją własną wizję, nie zaś wolę narodu, zwykle nie jest ich końcem, lecz dopiero początkiem. Wyborcy tak długo będą popierać tyrana, jak długo system nie stanie się dla nich osobiście nie do zniesienia. Taki stan może więc utrzymywać się latami, tak długo, jak długo winę za wszystkie niesprawiedliwości da się zrzucić na barki “wrogów ojczyzny”.
Gdy pojawia się jakaś nowa siła polityczna, gdy idą wybory, powinniśmy bacznie obserwować, z jakich ludzi bądź organizacji składają się poszczególne partie i rozważyć czy posiadają one potencjał, aby w swoich decyzjach kierować się ślepym fanatyzmem.
Przekładając to na obecne polityczne realia w Polsce, PiS, którego trzon stanowią Kaczyński, Ziobro i Macierewicz nie jest partią wiarygodną. Kryterium potencjalnej radykalizacji aparatu państwowego, przy podejmowaniu decyzji wyborczej nie jest mniej istotne niż proponowana przez daną partię polityka socjalna. Ciekawe, że zwykliśmy analizować przed wyborami rozmaite siły polityczne, ale jedynie z perspektywy tego, co oferują w dziedzinie gospodarki, służby zdrowia, bezpieczeństwa czy szkolnictwa.
Dzieje się tak, gdyż odwykliśmy od życia w systemie totalitarnym i straciliśmy pod tym względem czujność. Ta niebezpieczna sytuacja pozwala dziś na całym świecie sięgać po władzę populistom pokroju Orbana, Trumpa, Erdogana czy Kaczyńskiego.

(Trafia do kontenera Aktywizm niepoprawny)

Opowieści Wody, Ognia, Ziemi i Powietrza

W otchłani rozległ się gromowładny grzmot, wraz z nieznaną dotąd jasnością zmieniła się temperatura. Na skorupę skalną spadł ulewny, gorący deszcz. Padał on krótko, lecz jego siła była wystarczająca, aby wypełnić wszelkie zagłębienia. Całą powierzchnię planety ogarnął bezkresny ocean.
Wnikająca w najgłębsze szczeliny woda zrodziła pojęcie głębi. Zalewając planetę, pokochała ją, wtuliła się w jej każdy zakamarek. Wyścieliła zazdrośnie dno warstwą, której nic nie umknie i która strzeże jego tajemnice, odkrywając jedynie płaską taflę powierzchni.
Spokojna, niezmącona niczym i bezkresna woda stała się mokrym dziedzictwem ulewnego deszczu. W niewzruszonej stabilności oceanu deszcz zyskał swą konkretną formę, ograniczoną jedynie dnem powoli rozpuszczanej materii.
Głębia stała się ciemna, chłodna i nieznana, otchłań zaś jasna i gorąca. Jako dziecko ciepła i chłodu zerwał się wiatr, a stanowiące granicę, przewidywalne dotąd lustro wody zajęły fale. Wiatr zmącił wodę, zmieszał jej głębiny, wytworzył prądy i nadał wodzie inteligencji. Odtąd głębia stała się nie tylko tajemnicza, ale i nieprzewidywalna.
Erodujące dno zaczęło się mieszać z wodą, wzbogacając ją o mikroelementy. Skalne pierwiastki będące syntezą wszystkich żywiołów nadały jej swego charakteru. W miłosnej ekstazie dokonała się wymiana, integracja wody z materią. Wzbogacona prochem woda stała się uniwersalnym nośnikiem wszystkich istniejących pierwiastków. Rodzajem kodu zdolnym przenosić skały w ich zaszyfrowanej mikroskopijnej wartości.
Nie było w owych czasach bardziej porywczej siły niż powstały na granicy głębi i otchłani porywisty wiatr. Niepowstrzymany niczym na swojej drodze, w tempie błyskawicy przemierzał z jednego krańca planety na drugi. I ustawał tak samo nagle, jak i nagle zrywał się do lotu.
Jedyną barierą, której wiatr nie mógł pokonać była woda. Mącona nagłą porywczą siłą zdradzała moc wiatru, podgrzana ciepłem otchłani nadawała mu wilgotnego ciężaru.
Unosząc się w przestworzach, białymi smugami chmur, woda zapisywała jego kierunek.
Zrozumiany wiatr zakończył erę swojej nieprzewidywalności, poczuł się dotknięty zdemaskowaniem kierunku oraz siły.
Ukrył więc w swej niewidzialnej formie wykradzione wodzie składniki i począł nazywać się powietrzem. Odtąd znów stał się nieobliczalny i nieznany, latał jednocześnie w tylu kierunkach, z ilu miejsc niegdyś woda wypłukała ukrywane przez niego pierwiastki.
W wielu miejscach gromadził się niesiony prądami wodnymi proch z rozpuszczonych skał, z czasem przybierając formę błotnych pagórków. Stanowiły one irytującą przeszkodę dla wiatru, który nie mógł się przez nie przebić. Dął więc ze wściekłością w ich kierunku, aby je zniszczyć. Jednak one, zamiast zniknąć z powierzchni wody, zaczęły powoli wysychać. Silne powiewy wiatru dodatkowo wypierały wodę, oddzielając ją od zerodowanej powierzchni skalnej.
Kiedy powstające z mineralnego prochu wyspy stały się już odpowiednio wysokie i twarde, ich szczyty zaczęły przyciągać błyskawice. Wynurzające się z wody góry stanowiły zwieńczenie szorstkiej interakcji żywiołów. Praca przynosi efekty. Jeżeli włożyło się w nią odpowiednią siłę.
Woda uparcie wdzierała się na ziemię, nawilżając ją swoją życiodajną mocą. Z prochu zaczęło wyłaniać się życie. W jałowym dotychczas świecie pojawiło się czucie, w swej naturze związane z materią, wykazujące jednak cechy wszystkich elementów, z których zostało zrodzone. Czucie zawarło w sobie głębię wody, twardość minerałów, ciepło otchłani i nieobliczalność wiatru.
Wicher, znawca wszystkich krańców planety, dawał o sobie znać rozrzucając nasiona, pyłki i ikrę po całej jej powierzchni. Wędrując w ten sposób po świecie, czucie wzbogaciło się o wiedzę. Coraz to inteligentniejsze organizmy, zdane na łaskę i niełaskę żywiołów rozpoczęły naukę sztuki dostosowywania się do zmiennych warunków.
Najsilniejsze, najbardziej zaawansowane z organizmów zapanowały więc nad ziemią. Troska o zapewnienie bytu zajęła miejsce pamięci o własnym pochodzeniu. I jedynie strach przed nieuchronnym obróceniem się w proch przypominał o tym, skąd wszystko wzięło swój początek.
Gdy rozlegały się grzmoty, zaczynały płonąć lasy i osady. Jedna chwila potrafiła przywrócić pierwotną formę prochu rzeczom, które powstawały przez dziesięciolecia. Nagłe zjawiska atmosferyczne, stały się punktami odmierzającymi czas, wyznaczającymi cykle odradzania i śmierci, za każdym razem wymuszając działanie.
Jedynie woda pozostawała niewzruszona wobec niszczycielskiej siły ognia. Nadawała mu granice, stanowiła dla niego nieprzekraczalną barierę. Dwa pozornie skrajne elementy, dwie nieokiełznane siły, które jako jedyne potrafią okiełznać się nawzajem. Kobieta i mężczyzna, Yang i Yin. Tylko ci, którzy zrozumieją ich działanie, będą w stanie przetrwać w świecie istniejącym dzięki ich równowadze.
Najinteligentniejsze organizmy planety nauczyły się z korzyścią dla siebie używać niszczycielskiej siły ognia. Wraz ze wzrostem populacji wszystkich istot i rozwojem ich wzajemnych relacji, wioski i lasy zaczęły znów płonąć. Czucie poznało nowy rodzaj lęku, lęk przed cudzym szaleństwem. Strach przed niekontrolowanym ogniem, który przywróci planecie jej pierwotny porządek. Przed gromowładnym grzmotem, który przeszyje otchłań i wywoła gorący deszcz. Przed ulewą, która rozpuści prochy pozostałe po cywilizacji.

(Trafia do kontenera Proza)

Syny innej matki

Likwidacja pomnika Matki Polki w Sejnach stanowi symboliczny wyraz głębokiej pogardy, jaką ludzie PiS darzą kobiety i ich prawa.
Przez pokolenia nadawanie tego imienia obiektom, pomnikom, ulicom, skwerom i parkom stanowiło hołd dla poświęcenia pokoleń polskich matek, które oddawały swoje dzieci, na wszystkich frontach, sprawie wyzwolenia ojczyzny.
Usunięciem monumentu, który stanowił jeden z symboli Sejn, PiS już nawet nie posunął się o krok za daleko, to jest o maraton za daleko.
Wiersz Adama Mickiewicza (Do Matki Polki) powstał w 1830 roku i stanowił romantyczne wezwanie do polskich matek, aby przygotowywały swoich synów na nadchodzące cierpienia.
Wszystko wskazuje na to, że ludzie, którzy sprawują władzę, całą historię chcą napisać na nowo, po swojemu. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego Polacy, tak podobno przywiązani do wolności, wciąż na to się godzą.
Sprawa “dekomunizacji” najpierw dotyczyła bohaterów PRLu, później zabitej na Pawiaku Hanki Sawickiej, Ludwika Waryńskiego (sic!), a teraz przyszła kolej na Adama Mickiewicza. Na 100 procent następny do wymazania będzie „antykatolicki mason” Tadeusz Kościuszko (zresztą już znika z historii).
Na samym końcu może się okazać, że to Lech Kaczyński z wielkim kniaziem Jarosławem pokonali Niemców pod Grunwaldem, a ich matka naprawdę miała na imię Dobrawa.
Kim są więc ludzie, którzy tak bardzo nienawidzą Polski i Polaków? Mroczne siły, które wycinają Puszczę Białowieską, wpuszczają do kraju obce wojska (Konrad Mazowiecki na te same tereny zaprosił Krzyżaków), burzą pomniki i dzielą ludzi na sorty.
Ta skrajnie niebezpieczna polityczno-religijna sekta wmówiła Polakom, że jej celem jest prawo, sprawiedliwość i patriotyzm. W rzeczywistości aktualnie Polska nie ma większych wrogów niż, spychający kraj na margines Europy rząd PiS. A ludzie są niezmiennie ślepi, nie widzą, gdy przed kamerami TVP wilk przebiera się w skórę owieczki.

(Trafia do kontenera Aktywizm niepoprawny)

Gdy natura będzie Bogiem

Po stuleciach traktowania Ziemi jak darowany przez Boga, nieskończony magazyn surowców, znowu zaczynamy rozumieć ją jako organizm, od którego w rzeczywistości jesteśmy zależni. Nie bez powodu świadomość ekologiczna pojawiła się w tych samych czasach, w których odrzucamy kreowane przez stare religie idee osobowych bóstw i pogrążając się w materializmie budujemy “cywilizację wygodnego życia”. Obydwa zjawiska – powrót do czasów, gdy “natura była Bogiem”, jak i erozja obecnego systemu mogą świadczyć o bliskości końca epoki. Stojąc za progiem XXI wieku, pośrodku pełnej plastykowych śmieci planety, paradoksalnie jesteśmy bardziej z nią zjednoczeni niż kiedykolwiek wcześniej w nowożytnej historii ludzkości.
Przywiązanie do spraw materialnych połączone z zagrożeniem naszej wygodnej egzystencji objawia się narastającą obawą przed skutkami destrukcyjnej działalności człowieka. Ten strach przed utratą doczesnego raju staje się coraz istotniejszym elementem wpływającym na zmianę naszych wartości. Bojąc się głodu, zmian klimatycznych i katastrof, których nie znały ostatnie pokolenia, w najbliższych latach w centrum globalnej uwagi coraz częściej będziemy stawiać losy Ziemi.
Wejście w następną epokę powinno się wiązać ze zmianą świadomości, która będzie ewoluować wraz z wymuszanymi przez naturę zmianami globalnego bytu.
Poszukiwanie nowych źródeł energii, pożywienia, nowych sposobów przeżycia, w dobie ekologicznej destrukcji wymusi na ludziach, aby stali się bardziej kompatybilni z planetą, aby zrozumieli ją lepiej. Widmo globalnej katastrofy z czasem może również się stać czynnikiem pozytywnie wpływającym na współpracę międzynarodową.
Stająca w obliczu nowych wyzwań ludzkość zrodzi nowe idee, które wprowadzą ją w kolejną epokę. Nawet jeżeli z powodu braku odpowiedniego poziomu zrozumienia wciąż zmieniamy naszą planetę, możemy się spodziewać, że jej obronne mechanizmy zmienią i nas. Ewolucja z pewnością dostroi globalną świadomość do poziomu, który otworzy kolejny cykl w historii ludzkiej cywilizacji.

(Trafia do kontenera Notatki filozoficzne)

A gdy Bóg umrze.

,,Gdzie byłeś Boże?”
– Benedykt XVI w Auschwitz-Birkenau

Czasem narodzin populizmów jest etap, w którym na terenie państwa dojrzewa społeczna świadomość kończącej się epoki. Zmierzchu cywilizacji, która przeszła przez większość cykli i w swoim ostatnim stadium naiwnie ufa, że choć utraciła dawną energię, w łatwy sposób uda się jej zachować potęgę. Demagodzy oraz ideologie (w rzeczywistości każda ideologia jest zbiorem obietnic demagogów) oferują namiastkę oświecenia – proste recepty na trudne problemy końca epoki.
Faszyzm, rozmaite dyktatury, szaleństwa komunistycznych dewiantów, religijni fanatycy, polityczni „cudotwórcy” — oni wszyscy stanowią ostatni odruch kończącego się ładu. Obronną reakcję zardzewiałego mechanizmu, z natury rzeczy nietolerancyjną i brutalną.
Nadążające z coraz to większym trudem za zmieniającym się światem “stare imperia” nie są w stanie brać udziału w żadnym innym wyścigu niż wyścig zbrojeń, która to metoda pozostała z czasów ich niedawnej świetności. Nie są w stanie tworzyć nic wielkiego, poza show-biznesem, spekulacją i przemysłem zbrojeniowym.
Zachodnie społeczeństwa wydają się stać o krok od punktu, w którym mnogość problemów doprowadzi do zniszczenia znanych nam struktur politycznych i społecznych.
Jak uczy historia, rządy populistów zwykle stanowią oznakę nadchodzących konfliktów. Jednocześnie efektem każdej z wielkich XX-wiecznych wojen było narodzenie się nowego ładu.
Rezultatem zsumowanych konfliktów XX i XXI wieku będzie zatem wyłonienie się nowej, stanowiącej wynik dotychczasowych bolesnych doświadczeń epoki.
Wszystko wskazuje na to, że rządy populistów na drodze konfliktu zakończą czasy wielkich religii, tak samo, jak wojny nieudolnych cesarzy zakończyły okres panowania bóstw Imperium Rzymskiego.
Remedium na populizm może się stać silny powiew nowej myśli, która zapewni stabilizację w rozrywanym wojnami świecie. Prawdopodobnie zajmie ona miejsce znanego nam porządku z powodów podobnych do tych, dla których w IV wieku Konstantyn zaakceptował, a Teodozjusz ogłosił religią państwową chrześcijaństwo. Zmęczona poprzednim cyklem ludzkość wejdzie w okres nowego ładu.

(Trafia do kontenera Notatki filozoficzne)