POKÓJ ZACZYNA SIĘ OD UŚMIECHU

– Pierwszy diabeł zabił wszystkich Tamilów, drugi diabeł zabił wszystkich muzułmanów, trzeci diabeł zabił wszystkich synegaleskich chrześcijan. Ja przeżyłam bo znałam język syngaleski, wzięli mnie za swoją. – W ten oto sposób przebieg jednej z pacyfikacji podczas trwającej trzydzieści lat wojny domowej opisała spotkana w banku osiemdziesięciodwuletnia zakonnica.

– Ale teraz jest dobrze… – odparłem. – Nie jest. Rząd ukrywa prawdę o obozach, w których przetrzymuje Tamilów. Wszyscy o tym wiedzą ale każdy boi się mówić.
– Ludzie tutaj sobie nie ufają – zagaiłem zagranicznego misjonarza. – I nie będą ufać – usłyszałem w odpowiedzi – rany są zbyt głębokie. Wojna skończyła się dopiero trzy lata temu a rząd wciąż przysyła synegaleskie wojsko. – Czy na Sri Lance zapanuje kiedyś stały pokój? – Na stałe? Nie sądzę.
Innego zdania jest patrzące w przyszłość pokolenie dwudziestokilkulatków. – Wojna już się skończyła – mówi mi zapoznany chrześcijanin z południa. Wybuchła z powodu buddyjskich mnichów, którzy zapragnęli aby ich religia była jedyną na wyspie. Jestem Synegalezem ale moja rodzina była tak samo prześladowana jak Tamilowie. Teraz wiele się zmieniło. Na szczęście. Wysuwane przez Tamilskich Tygrysów postulaty separacji hinduskiej północy były bez sensu. Przecież tam nie ma rozwiniętej gospodarki za to jest wiele problemów. Powstałoby biedne państwo głodnych ludzi i raj dla przestępców.
– Tutaj w Jaffnie, na północy kraju jesteśmy zmęczeni wojną – wtóruje napotkany w hinduskiej świątyni Tamil – nie chcemy zabijać, nie chcemy aby ktoś palił nasze domy. Chcemy żyć jak inni. Nigdy więcej wojny. Nie chcemy tutaj już partyzantów. Wolimy turystów.
– Co się stało z Tygrysami? – rzuciłem trudne pytanie młodemu żołnierzowi z Colombo. – Większość wystrzelaliśmy, część uciekła do Indii, inni ukrywają się w domach, często u rodzin na wsi.
– Nie ma specjalnej różnicy pomiędzy terrorystą a żołnierzem – opowiada mi historię zburzenia jego kościoła katolicki kapłan z północy – jeden i drugi sieje strach i zniszczenie. Z tym, że wojsko robi to na masową skalę i nie odpowiada za swoje czyny.
Pytani o obecną sytuację buddyści są zadowoleni z dokonań własnych sił zbrojnych. – Nie było innego wyjścia – mówi sklepikarz z Negombo – jakoś tę wojnę musieliśmy zakończyć. – I nie będzie więcej problemów? – Teraz problemem stają się muzułmanie. Mają dużo dzieci, jest ich coraz więcej i chcieliby rządzić.
– Czy rzeczywiście islam jest nowym zagrożeniem dla pokoju na Sri Lance? – zapytałem pracującego tu od lat księdza. – Jest – usłyszałem – Arabia Saudyjska finansuje młodym muzułmanom stypendia, tam poznają zasady koranu. Później wracają i wcielają je w życie. Kiedyś na Sri Lance muzułmańskie kobiety nie zasłaniały twarzy, teraz coraz częściej się to zdarza a do tego pobożni mężowie każą im chodzić w czadorach. – Przecież tutaj jest strasznie gorąco – odparłem ścierając pot z czoła. – Mężczyźni ubierają się w zwiewne, białe ciuchy więc im to nie przeszkadza. Z islamem jest mniej więcej tak: jeżeli w społeczeństwie żyje od 1 do 3 procent muzułmanów to stanowi on religię pokoju. W granicach 5-7% mniej więcej do 10% pojawiają się żądania obyczajowe, jak ubiór czy jedzenie halal. Powyżej 10% zaczynają się postulaty polityczne a gdy zostanie przekroczona bariera 15% pojawia się widmo wojny. Wspierając Arabię Saudyjską Amerykanie lekkomyślnie narażają kolejne kraje na niebezpieczeństwo.
– To zadziwiające – pomyślałem w duchu – że w miejscu gdzie każdy gorliwie praktykuje swoją wiarę pokoju i miłości, może być tyle jadu oraz wzajemnej niechęci. Przypomniałem też sobie wyczytaną na jednym z tuk tuków inskrypcję – „Pokój zaczyna się od uśmiechu”. Być może to właśnie uśmiech jako pierwsze i najważniejsze przykazanie jest brakującym pierwiastkiem wszystkich religii.

(Trafia do kontenera Ludzie zwyczajni)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

28 + = 34