Religia sukcesu

„Nie urodziłem się jako hinduista, buddysta czy chrześcijanin, lecz jako grzesznik” – 7 lat temu stojąc przed rodziną, oznajmił 35-letni dzisiaj Rupesh. Po tej deklaracji nie czekał zbyt długo, lecz na drugi dzień spakował swoje rzeczy, opuścił dom rodziców i wyprowadził się do pokoju przy kościele. Zmienił też nazwisko.

Nazwisko w Indiach określa, z jakiej kasty wywodzi się twoja rodzina. Może być ono zarówno przepustką do kariery, jak i kulą u nogi, która na całe życie przywiązuje do niskiego miejsca na drabinie społecznej. Wraz z chrztem przybrał też nowe imię.
Odkąd chłopak z usytuowanego na granicy z Bhutanem miasta Jaigaon przystąpił do protestanckiej wspólnoty Mamre, wszyscy zwracają się do niego per Christopher. Tutaj poznał też swoje nowe środowisko, przyjaciół oraz żonę.
Biblii uczył się szybko, został więc jednym z niosących “słowo Pańskie” starszych. Zaczął nauczać.
W międzyczasie wyprowadził się z kościoła, zwalniając pokój dla innych nawróconych.
“Małżeństw zawarto u nas już kilkanaście” – opowiadał mi Christopher .
“Wszyscy utrzymujemy kontakty towarzyskie, spotykamy się, pomagamy sobie. W Jaigaon mieszka wielu chrześcijan.”
Członkowie wspólnoty nie spożywają alkoholu ani nie palą haszyszu, wesel więc nie ma. Zaślubiny w kościele, życzenia i do domu – pomnażać liczbę wyznawców.

Każdy nowonawrócony członek wspólnoty może liczyć na pomoc w starcie w nowe życie.
Nieopodal nowego, całkiem sporego kościoła znajduje się „plebania”. W środku kilka pokoi mieszkalnych. Połowa z nich zajęta, konwertyci mogą tu mieszkać do czasu, aż staną na nogach. Pomogą im w tym współwyznawcy.
Według legendy Święty Krzysztof był olbrzymem, który przenosił pielgrzymów przez rzekę. Christopherowi wspólnota pomogła kupić zasilanego LPG, tuk tuka. Odtąd zarabia, wożąc ludzi po okolicy, mężnie przekracza swoim pojazdem górskie rzeki, jednocześnie głosząc pasażerom “dobrą nowinę”.
W ten sposób się też poznaliśmy.
Biały Europejczyk, w rozumieniu większości Azjatów jest chrześcijaninem. Spory zawód spotkał mojego kierowcę, kiedy zorientował się, że o Biblii ze mną nie pogada i zamiast umocnić go w wierze chrześcijańskiej, co najwyżej mogę podkopać tej wiary fundamenty.
Wiara konwertyty zawsze jest świeża i żarliwa, wytłumaczyłem więc grzecznie, że jako osoba urodzona i ochrzczona w chrześcijańskiej ojczyźnie nie chciałbym burzyć jego wyidealizowanego wyobrażenia przepełnionej miłością wspólnoty.
Zapytany o inne religie Chris, podobnie jak większość znanych mi naśladowców Jezusa, odpowiada, że „są w porządku”.
Dlaczego więc przestałeś być hinduistą?
“Bo Jezus wyzwolił mnie od grzechu” – pada odpowiedź.
Nie drążąc, czym jest grzech, zapytałem wprost jaki związek miało nawrócenie z chęcią wyrwania się z niskiej kasty. Chris wydawał się trochę zmieszany, może zawstydzony, pomruczał coś pod nosem, nie dając jasnej odpowiedzi.
Chrześcijanie starają się wyróżniać z tłumu nawet wyglądem. Schludnie ogoleni “noszą się” raczej z “zachodnia”, T-shirt z angielskim napisem lub elegancka koszula, spodnie, pasek, jakieś perfumy – Christopher niby przypomina pozostałych kierowców z postoju tuk tuków, ale jednak da się zauważyć trochę inny lifestyle.
Spędziliśmy razem pół dnia. Po drodze mój kierowca zatrzymywał się kilkukrotnie, aby uścisnąć rękę napotkanych współwyznawców. Myślę, że po dłuższym pobycie byłbym w stanie ich rozpoznawać na ulicy.
Wspólnot chrześcijańskich w okolicy jest więcej, okołu dwudziestu. Niby wszyscy wierzą w tego samego Jezusa, są braćmi i darzą się wzajemnym szacunkiem, jakkolwiek mój kierowca nie był zainteresowany pokazaniem mi ani parafii katolickiej, ani też rozmową na temat innych kościołów. Coś niezbyt zrozumiale tłumaczył, że to też są chrześcijanie, ale nie do końca właściwi. Chyba sam naprawdę nie rozumiał dlaczego. Jakkolwiek dowiedziałem się, że poprawnym kościołem chrześcijańskim oczywiście jest jedynie wspólnota Mamre, do której należy i mnie do niej z radością zabierze.
Na miejscu spotkałem budowniczego obiektu – starszy, sympatyczny pan – podobnie jak Christopher i wszyscy tu obecni, kiedyś “poznał Jezusa” i rozpoczął nowe życie.
Czy macie jakieś wsparcie z zagranicy? – zapytałem.
“My nie mamy…”, odparł mój rozmówca, “…ale inne kościoły z niego korzystają i odnoszą jeszcze większe sukcesy. Zwłaszcza katolicy”.
Miarę “sukcesu” wyznacza oczywiście liczba “nawróconych”.
Wspólnota Mamre jest finansowana lokalnie – z datków wiernych, którzy tym sposobem odwdzięczają się za pomoc, jaką niegdyś otrzymali.
Obiekt pięknieje i rozrasta się w oczach. Niedawno dobudowano połowę kościoła, bo w pierwotnej wersji okazał się za mały. Teraz powstają kolejne śliczne pokoje, w których wkrótce nowe życie rozpoczną świeżo nawróceni chrześcijanie. Z perspektywy ateizującej się Europy dynamiczny rozwój chrześcijaństwa na peryferiach globalizacji stanowi niezrozumiały fenomen.
Na budowie noszeniem wiader i mieszaniem cementu zajmują się kobiety z najniższej kasty.
Chrześcijanki? – pytam Christophera.
“Nie, ale gdyby poznały Jezusa, nie musiałyby tak ciężko pracować”.


(Trafia do kontenera: Podróże małe i duże

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 7 = 8