GÓRNICY — po prawej czy po lewej stronie?

Samobójczy czyn podejmują górnicze związki zawodowe, które zamiast poszukiwania wspólnego języka z lewicą i ekologami, idą w objęcia prawicowych populistów. Broniący miejsc pracy górnicy znakomicie wpisują się w negującą ocieplenie klimatu retorykę wielkich koncernów oraz polityków prawicy.
W rzeczywistości wydobycie węgla stanowi dla państwa dojną krowę. Krowę, która w postaci podatków od spółek górniczych rok rocznie daje ponad 5 miliardów złotych do budżetu.
Kwota podwaja się, jeżeli do najwyższej, 23% sztywnej stawki VAT, którą obłożony jest węgiel, akcyzy, podatku dochodowego od osób prawnych, oraz opłat i kar związanych z ekologią, dodamy jeszcze opłaty na rzecz samorządów lokalnych oraz “ZUSy” i płacony przez kopalnie podatek dochodowy od osób fizycznych.
Warto pamiętać, że surowce naturalne należą do całego społeczeństwa, więc to państwo, samorządy i wspólnoty lokalne, nie zaś międzynarodowe korporacje mają czerpać profity z ich wydobycia. Zasada wysokiego opodatkowania kopalń nie powinna zatem dziwić.
Dziwi raczej miłość, jaką reprezentujące pracowników związki zapałały do swych pracodawców i podatkobiorców zarazem.

Górnictwo, jakkolwiek wciąż Polsce niezbędne, w obecnej formie stanowi relikt Wielkiej Rewolucji Przemysłowej.
Niektóre jego gałęzie, jak kopalnie odkrywkowe, nie tylko degradują krajobraz i zajmują tereny uprawne oraz mieszkalne, lecz przede wszystkim wysysają ziemię z wód gruntowych, co stanowi poważne zagrożenie dla ludzi oraz rolnictwa. Trzeba być świadomym, że zyski z jednej branży potrafią generować ukryte astronomiczne koszty w pozostałych obszarach gospodarki.
Górnictwo jest dodatkowo dobijane przez import węgla z państw, gdzie koszty wydobycia są niższe.
W roku 2019 z Rosji przyjechało 66 procent importowanego węgla. W gronie odbiorców znajdują się należący do Skarbu Państwa potentaci Tauron i PGE, a importem zajęły się m.in. państwowe spółki Węglokoks oraz Centrala Zaopatrzenia Hutnictwa.
Na wysokie, zawarte w rodzimym węglu podatki składają się więc palący w domowych kotłowniach obywatele, do których trafia głównie wydobywany w polskich kopaniach surowiec.
Jednocześnie “wspierające się importem” państwowe koncerny w bizantyjski sposób zarządzają zarobionymi na Polakach pieniędzmi, a politycy mamią wyborców finansowymi wynikami spółek skarbu państwa.
Uzależnienie gospodarki od węgla jest jednocześnie uzależnieniem od dopływu nowych górników.
W górnictwie węgla kamiennego zatrudniona jest obecnie przeszło osiemdziesięciotysięczna armia pracowników (83000 w 2018 r.). Borykający się z problemem starzenia społeczeństwa rynek pracy w najbliższych latach wymusi potrzebę zatrudniania pod ziemią zagranicznej siły roboczej.
Jeżeli nic się nie zmieni, to w niedalekiej przyszłości będziemy importować nie tylko węgiel do elektrociepłowni, ale i górników, aby fedrowali węgiel do domowych kopciuchów.
Tymczasem wraz z rozwojem technologii odnawialne źródła stają się coraz tańsze i bardziej efektywne.
Niekoniecznie powinniśmy trzymać się rozwiązań z poprzedniej epoki, myśląc raczej jak zachować możliwie dużą ilość surowców dla następnych pokoleń, które być może znajdą dla nich lepsze zastosowania. W tym kontekście dziejową głupotą mogłoby się okazać spalenie ich w piecach w przeciągu dwóch stuleci.
Coraz boleśniej odczuwalne skutki postępującego kryzysu klimatycznego sprawią, że w niedalekiej przyszłości, domagający się oparcia energetyki o węgiel związkowcy, nie będą mogli liczyć na zrozumienie społeczeństwa, a co za tym idzie, utracą argument wywierania wpływu na polityków.
Obecny stan jest niemożliwy do utrzymania i zarówno z troski o górników, konsumentów, jak i całą planetę wymaga zasadniczej reformy.
Realny konsensus mógłby być wypracowany przez porozumienie środowisk górniczych jedynie z progresywnie i lewicowo nastawioną większością w parlamencie.
W interesie wszystkich jest w pierwszej kolejności wygaszenie tych kopalń, które w największym stopniu przyczyniają się do degradacji środowiska naturalnego, generując koszty w innych sektorach gospodarki, głównie chodzi tu o odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego.
Wygaszanie poszczególnych zakładów powinno odbywać się w miarę przechodzenia do odnawialnych źródeł energii, na zasadzie przenoszenia górników w wieku emerytalnym na emerytury, zaś aktywnych zawodowo między funkcjonującymi kopalniami.
Rolą związków zawodowych, jeżeli działają w interesie górników, musi być porozumienie oraz wywalczenie jak najwyższych dożywotnich świadczeń dla osób “wychodzących na ziemię”, nie zaś próba utrzymania stanu sprzed kilku dekad.
W interesie wszystkich obywateli jest mądre zarządzanie polskim górnictwem.
Zamykając kopalnie, w dalszym ciągu należy pozostawić pewną czynną ich liczbę, zależną od zapotrzebowania krajowego przemysłu. Zostać powinny głównie te nastawione na wydobycie surowca najwyższej jakości (np. antracyt). Wygaszone zakłady powinno się starannie zabezpieczyć, w ten sposób, aby wznowienie wydobycia było zawsze możliwe.
Proces rozsądnego wygaszenia kopalń byłby rozłożony na lata i nie ma żadnego powodu, aby związki zawodowe walczyły o fedrowanie jeszcze w następnym pokoleniu.
Prędzej czy później przymuszona realiami prawica kopalnie kiedyś zamknie, jak to ma w zwyczaju, brutalnie tłumiąc górnicze protesty.
Ze świadomą ekologicznych wyzwań lewicą, górnikom jest o wiele bardziej po drodze, niż próbują to przedstawiać liderzy świata związkowego. Zwłaszcza że korzenie związków zawodowych są lewicowe.

( Trafia do kontenera Aktywizm niepoprawny )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

− 3 = 1