Duchowość

Czym jest Miłość?
Czemu służy religia?
Czy istnieje „piekło”?
Czym jest śmierć?
Czym jest „władza”?
Co nazywamy „fortuną”?
Rozważania na te, oraz inne  „dziwne”  tematy. Miłej lektury życzę! …


Jakieś powody sprawiają, że najpopularniejszym działem na moim blogu nie jest ten poświęcony tematycznie polityce, ani ten dedykowany podróżom, nie są to też filmy ani podcasty.
Największą oglądalnością wg. statystyk od samego początku cieszy się „Duchowość”.
To miłe, a zarazem zaskakujące, ponieważ poruszane tam tematy wydają mi się nieco abstrakcyjne, a przez to bardziej wymagające.
Zwłaszcza że zamiast jakiejkolwiek doktryny lub też religii za cel wziąłem sobie promowanie samodzielnych poszukiwań przez każdego człowieka – stawiania własnych pytań i poszukiwania na nie własnych odpowiedzi.
Wszelkie treści w tematach niemierzalnych metodą naukową, włącznie z księgami uznawanymi przez rozmaite religie za „święte” są subiektywnym punktem widzenia autora. Powinny prowokować do myślenia, zachęcać do poszukiwań, wyciągania osobistych wniosków oraz tworzenia własnych koncepcji.
Wiedzę czerpać warto ze wszystkich źródeł, słuchać rozmaitych opinii, czytać wszelkie księgi, lecz traktować je jako informacje, tematy do rozważań, zderzać z własnym doświadczeniem i światopoglądem. W żadnym wypadku usłyszanych lub wyczytanych słów nie powinno się uważać za „pismo święte”. Żadna doktryna religijna, ani filozoficzna nie jest czymkolwiek wartym zaniechania osobistych dociekań.
Aby poznać siebie, człowiek nie potrzebuje guru ani religii, tak samo jak nie potrzebuje on mistrza, który nauczy go oddychać bądź też zaspokajać potrzeby fizjologiczne.


Religia


Religia nie jest duchowością. Religia jest punktem widzenia na duchowość. Religia występuje w postaci materialnej, podczas gdy duchowość jest niematerialna.
To, co nazywamy duchowością, stanowi osobisty sposób pojmowania rzeczywistości, nadania prawdopodobieństwa temu, co wykracza poza materialne zrozumienie.
Religia jest czymś zgoła odwrotnym. Na poziomie materialnym wpaja jednostce zbiorowy punkt widzenia, ingerując w osobiste życie duchowe człowieka, niejednokrotnie je zastępuje. Zjawisko to określane jest mianem wiary religijnej.
Podczas gdy wynikająca z osobistych refleksji ontologicznych duchowość jest wyrazem własnej woli, wiara religijna jest czymś odwrotnym, służy podporządkowaniu własnej woli, woli innych osób lub zbiorowości.
Powyższa teza tyczy się nie tylko uznanych systemów religijnych, lecz również alternatywnych systemów filozoficznych, tradycji ezoterycznych oraz teorii spiskowych.
Wiara w tworzone przez innych teorie przybiera charakter wiary religijnej.
Nawet tak szlachetna dyscyplina, jaką jest okultyzm, gdy zamiast dociekać, zaczyna opierać się o wiarę w opisane przez innych zjawiska nadprzyrodzone, traci swoją badawczą wartość i przestaje być czymkolwiek więcej niż odwróconym chrześcijaństwem.
Wiara religijna zaciemnia obraz Wszechświata, sprawia, że zaczynamy wierzyć, zamiast poszukiwać.
W zmieniającej się nieustannie rzeczywistości religia przywiązuje nas do teoretycznie niezmiennych przekonań, wywołuje lęk, powoduje, że zaczynamy obawiać się tego czego nie znamy. A przecież w pozbawionej lęku rzeczywistości to co nieznane, powinno fascynować najbardziej.
Nie da się skutecznie zgłębiać czegoś, czego się boisz, zaś religia sprawia, że będziesz się bać – piekła, bogów, diabłów, demonów, szczepionek, radia, sieci 5G – czegokolwiek.
W rzeczy samej nieporównywalnie więcej odpowiedzi na trapiące ludzkość pytania odnajdziemy, wnikliwie poznając najlepiej znaną nam cząstkę natury, jaką jesteśmy my sami, niż wertując karty Pisma Świętego.
Zarówno Chrześcijaństwo jak i Islam, oraz wszystkie inne tradycje ezoteryczne mogą być traktowane jako źródło informacji, oraz wartościowa próba opisu Wszechświata oczyma innych ludzi.
Pod warunkiem, jednak że nie będą przyjmowane z wiarą, lecz pojmowane w sposób metaforyczny. Co za tym idzie również rozmaite ćwiczenia i praktyki duchowe mają sens, o ile pomagają jednostce odnajdować osobistą prawdę, wypływającą z jej własnych odczuć, intuicji, przemyśleń oraz zdobywanych w przeciągu życia doświadczeń. Zależnie od powyższych, wyciągane wnioski w naturalny sposób się od siebie różnią i są osobiste dla każdego człowieka.
Wszystkie jednak są tak samo prawidłowe, ponieważ pochodzą z tego samego źródła – z głębi natury ludzkiej, czyli z głębi natury w ogóle.
Alternatywą dla systemów religijnych nie jest więc tworzenie nowych, ani też „palenie” świętych ksiąg z przeszłości. Jest nią eliminacja w ludziach tzw. wiary religijnej i zastąpienie jej chęcią samodzielnych dociekań.


Symulowana rzeczywistość

Która z nowych doktryn stanie się na tyle zrozumiała i akceptowalna dla ludzi nadchodzącej epoki, aby zająć miejsce nie tylko chrześcijaństwa, ale i niewiele młodszego islamu?

Dwa tysiące lat temu, gdy młode chrześcijaństwo zdobywało popularność, było zrozumiałe i odpowiadało nowoczesnym wyobrażeniom ówczesnego społeczeństwa.
Stanowiło wyobrażalną alternatywę dla ludzi, którzy utracili wiarę w licznych bogów starożytności, w tym jedno z najważniejszych bóstw – cesarza, władcę.
System rozpadł się zarówno pod względem politycznym, jak i filozoficznym. Doszło do wyczerpania myśli przewodniej cywilizacji.
Na naszych oczach kończy się kolejna już epoka i od trawiącego zachodnią kulturę kryzysu nie ma ucieczki. Monoteistyczny Zachód przeszedł przez wszystkie cykle swojego istnienia, więc ustąpi miejsca nowej cywilizacji.
Zaczynamy “tradycyjnie”, od nowego średniowiecza – w swojej wczesnej formie przeplatającego się z odchodzącą epoką.
Witajcie w erze religijnych fanatyzmów, nacjonalizmów, które stanowią ostatni podryg umierającego organizmu. W czasach budowy murów, wymiany populacji, konfliktów klasowych, etnicznych, nietolerancji, nadmiernej fiskalizacji, lenistwa obywateli, kryzysów, upadku autorytetów i starych struktur społecznych.
Osiągnięcie wyższego poziomu świadomości, a co za tym idzie, rozwoju cywilizacyjnego wymaga doświadczeń, które zdobywamy, często tak bolesnych, aby były dobrze zapamiętane.
Nasze czasy charakteryzują się tym, że do władzy zamiast oświeconych humanistów dochodzą ponurzy brunatni populiści. Ich rolą, jest podpalić ten świat – podobnie jak Neron podpalający Rzym, są w swym szaleństwie przekonani, że postępują w interesie państwa.
Nowe wartości, które pojawiły się u schyłku starej cywilizacji: wolność, równość, braterstwo, oświecenie, dziś w kontrrewolucyjnym odwrocie – w przyszłości ewoluują do kolejnych form, które wyznaczą ramy postteistycznej cywilizacji. Wartości starego ładu odejdą wraz z ostatnimi obrońcami, którzy nadal wierzą w bogów starej epoki.
Potęga starożytności upadła wraz z zastąpieniem republiki autorytarnym cesarstwem, którego cień naznaczał całą następną erę chrześcijaństwa.
Wraz z nastaniem nowej wówczas epoki miejsce dyktatorów, populistów cesarzy zajęli chrześcijańscy cesarze, papieże i monarchowie.
Schyłek liczącego sobie 1789 lat chrześcijaństwa przyszedł wraz z nastaniem Rewolucji Francuskiej. Wtedy to lud rozpoczął zrzucanie władców z tronów, porzucił religię i rozpoczął procesy demokratyzacyjne. W swoim republikańskim nazewnictwie, paradoksalnie odwołując się do poprzedzających chrześcijaństwo form organizacji społecznej, jednak w udoskonalonej, bardziej zaawansowanej formie.
“Wielka zmiana” trwa już 300 lat – naszpikowanych brutalnymi wojnami – rządami populistów, kryzysami ekonomicznymi, humanitarnymi i wielkimi migracjami.
Jaka zatem będzie idea napędzająca przyszłą cywilizację, która zajmie umysły ludzkości i będzie ewoluować przez następne dwa tysiąclecia?
Która z nowych doktryn stanie się na tyle zrozumiała i akceptowalna dla ludzi nadchodzącej epoki, aby zająć miejsce nie tylko chrześcijaństwa, ale i niewiele młodszego islamu?
Wciąż aktualna perspektywa postrzegania rzeczywistości, łączy to, co nazywamy światem materialnym z niematerialną (duchową / energetyczną) formą, którą przyjmujemy po śmierci.
Wiąże się z wiarą, czyli nadaniem dużego prawdopodobieństwa przekazom z czasów, kiedy formowały się współczesne systemy religijne.
Wraz z upływem lat, rozwojem nauki i techniki, stopień prawdopodobieństwa, że świat powstał tak, jak go niegdyś postrzegali “ojcowie kościoła” spada, finalnie osiągając stopień ateizmu. Ten proces laicyzacji społeczeństw obserwujemy dzisiaj w licznych krajach świata.
Warto tutaj wspomnieć, że u schyłku starożytności chrześcijanie określani byli ateistami – tymi, którzy zwątpili w dawnych bogów.



Postrzeganie świata będzie ewoluować wraz z postępem technologicznym oraz wchodzeniem w nasze życie coraz bardziej zaawansowanych urządzeń, które łączą fizyczną mechanikę z wirtualną rzeczywistością.
Wysoce prawdopodobne jest więc, że ludzkość nowej epoki, dojdzie do wniosku, że żyjemy w symulacji.
Myśl ta może zaś ewoluować przez kolejne dwa tysiąclecia, aż do momentu jeszcze lepszego zrozumienia natury wszechrzeczy.
W świecie, w którym poszerzona rzeczywistość sprawi, że wirtualne sporty staną się na tyle dostępne, aby wejść do mainstreamu, łatwiej będzie wyobrazić sobie rzeczywistość, w której funkcjonujemy jako “rzeczywistość gracza”, niż biblijne opowieści. Gracza, który po zakończeniu jednej gry, bardziej doświadczony, przechodzi do kolejnej.
Świat, w którym egzystujemy, ma charakter przyczynowo-skutkowy (wszystko ma przyczynę i wywołuje skutek). Można więc wysnuć, że to my sami tworzymy naszą osobistą symulację, na podstawie dotychczasowych zdarzeń. Wspólna płaszczyzna, na której się spotykamy, jest zaś wypadkową wszystkiego, co we Wszechświecie zaszło dotychczas.
Naturalną konsekwencją takiego rozumowania, jest wniosek, że my i Wszechświat stanowimy energetyczną całość, której główną substancję stanowi jakaś pierwotna energia dzieląca się na przeciwstawne, wzajemnie napędzające się siły.
W kulturach wschodu znane jako yin i yang, zachodu jako pierwiastki żeński i męski, nauce jako minus i plus, a w filozofii przedstawiane w formie współzależnych sprzeczności, które zasilają i wprowadzają w ruch całą symulację.
My sami jesteśmy więc integralną częścią obejmującego każdy aspekt wszechrzeczy Wszystkiego.
Właściwy “Gracz”, czysta niewidzialna świadomość, energia, na wspólnej płaszczyźnie zwanej “rzeczywistością”, kieruje losami postaci kreowanej na podstawie własnego doświadczenia, “bohatera” aktualnej symulacji .
Wszystko, od najmniejszych cząsteczek, po całe wszechświaty, jest w ciągłym ruchu, wibruje, ulepsza się i podlega przeobrażeniom w czasie teraźniejszym,
Od lat naukowcy głoszą, że wykorzystujemy jedynie niewielki procent możliwości swojego mózgu, prawdopodobne jest więc, że również jedynie niewielką część swojej świadomości poświęcamy na symulację materialnej rzeczywistości.
Tym oto sposobem rysuje się konsensus pomiędzy dziedzictwem zachodniej duchowości, która na kartach Kybalionu doszukuje się mentalnego (“Wszystko jest umysłem”) charakteru wszechrzeczy oraz upatrującymi się źródła w Akashy, kulturami Wschodu.
Mędrcy Wschodu, od tysiącleci nauczają na temat reinkarnacji wyobrażanej jako ciąg następujących po sobie symulacji. Są one zależne od karmy, uniwersalnego prawa przyczyny i skutku.
W obydwu przypadkach spotykamy się na płaszczyźnie, która jest wypadkową naszych poprzednich doświadczeń, zmieniając symulacje jak gry komputerowe, zawsze jesteśmy kimś innym, wciąż będąc tym samym „graczem”.
Legendy głoszą, że patrząc w ocean, napotkani przez Krzysztofa Kolumba tubylcy, nie dostrzegali zacumowanych w zasięgu wzroku statków. Było to spowodowane brakiem dotychczasowego doświadczenia w oglądaniu podobnych zjawisk.
To, jak postrzegamy Wszechświat, jest determinowane przez poziom indywidualnie zdobytych doświadczeń.
Prawdopodobna jest więc nieskończona liczba wszechświatów, w których mają miejsce procesy adekwatne do poziomu zaawansowania “istot”, które je tworzą, współistniejąc dzięki zbliżonym możliwościom poznawczym. Tyle widzimy, ile jesteśmy w stanie zrozumieć, tyle rozumiemy ,ile doświadczyliśmy.
Kolejne symulacje stanowią rezultat prawa przyczyny i skutku. Z perspektywy “bohatera”, “gry” mogą nie mieć wzajemnego związku, jednak mają go z perspektywy “gracza”.
W swojej biologicznej formie symulacja zachowuje ciągłość oraz rozwija się dzięki funkcjom rozrodczym organizmów żywych, które w postaci kodu DNA powielają swoją formę.
Wszystkie formy życia dążą też do ulepszania się na drodze doświadczeń.
Zgodnie ze starożytnym rozkładem sefir na kabalistycznym Drzewie Życia przechodzą przez etapy kreacji, rozkwitu i końca.
Aktualnie jesteśmy świadkami końca starej i początku nowej cywilizacji. Niejasne czasy przełomu pozwalają nam jedynie spekulować o kierunkach, którymi będzie podążać postteistyczna ludzkość.
Biorąc pod uwagę, że ostatnie średniowiecze trwało dziesięć stuleci, możemy się spodziewać wielu burzliwych zmian, które nastąpią, zanim zawalą się ostatnie świątynie stawiane w imię symboli krzyża i półksiężyca.

Aktualizacja poprzez śmierć

Przyjęło się zakładać, że nasza świadomość jest przypisana do ciała fizycznego.
Na przestrzeni dziejów pogląd ten ewoluuje, zaś centrum świadomości, historycznie umiejscawiano w rozmaitych organach naszego ciała – z międzykulturowym naciskiem na serce.
Tego typu przekonania wielokrotnie konfrontowały się z rozwojem nowoczesnej medycyny, zwłaszcza transplantologii, za każdym razem wzbudzając dyskusje filozoficzne oraz dylematy moralne, a z czasem ustępując pola osiągnięciom nauki. Badania przeprowadzone w sztokholmskim Karolinska Institute przez zespół profesora Jonas’a Frisén’a wykazały, że zdecydowana większość komórek organizmu ludzkiego umiera oraz odnawia się w powtarzalnych i mierzalnych metodą datowania izotopowego cyklach czasu.
Średni wiek komórek w ludzkim organizmie wynosi 7-10 lat, różniąc się zależnie od narządu. Dla przykładu, z badań zespołu prof. Frisén’a wynika, że krwinki czerwone krwi żyją 4 miesiące, a długość życia komórek w mięśniach żeber wynosi ok. 15 lat.
Zdarty paznokieć odrodzi się jako zupełnie nowy w przeciągu pół roku od urazu. Paznokieć ten będzie nowy, jednak odtworzony z sekwencji zapisanych za pomocą genów danych, nadal pozostanie osobistym paznokciem, zachowującym indywidualne cechy właściciela, w stopniu nie mniejszym niż paznokieć poprzedni. Stare komórki umierają, zastępują je nowe, natomiast świadomość trwa nadal, niezależnie, równolegle do zachodzących procesów biochemicznych i biofizycznych.
Oczywistym jest też, że ucięty palec lub amputacja kończyny nie powoduje jednoczesnej „amputacji” całości bądź też części świadomości.
Wiele wskazuje, że w niedalekiej, przewidywalnej przyszłości ludzkość stanie przed kolejnym z dylematów na granicy filozofii oraz etyki, gdy przyjdzie jej się zmierzyć z zagadnieniem udanej transplantacji głowy człowieka. Można się domyślać, że poddany transplantacji „generalnej” pacjent zachowa świadomość oraz numer paszportu „głowy”, nie zaś reszty ciała.


Należałoby więc przyjąć, że świadomość jest przypisana fizycznie do mózgu. Ten jednak nie jest organem jednolitym i podobnie, jak ma to miejsce w przypadku pozostałych organów, składa się z miliardów mniejszych, współzależnych elementów, z których zdecydowana większość (z wyłączeniem kilku rodzajów komórek wchodzących w skład kory mózgowej) podlega opisanym przez profesora Jonas’a Frisén’a procesom umierania i odradzania.
Współczesne badania dowodzą, że fizyczna struktura mózgu jest jednym z czynników mających bezpośredni wpływ na działania człowieka. Za powstawanie wrażeń w mózgu odpowiedzialna jest wewnętrzna aktywność kory przedczołowej, którą można zaobserwować na pół sekundy, zanim sobie daną rzecz faktycznie „uświadomimy”.
Koncepcja śmierci mózgu uznawana jako śmierć całego człowieka została zaproponowana dopiero w połowie XX wieku, w raporcie Nadzwyczajnej Komisji Harwardzkiej z roku 1968 i po dziś dzień stanowi przedmiot dyskusji. Dzieje się tak m.in. dlatego, że komórki nie umierają jednocześnie.
Za moment zgonu przyjmowana jest więc śmierć odpowiadającego za utrzymanie fizycznego działania człowieka pnia mózgu. Warto jednak pamiętać, że w poprzednich epokach, w podobny sposób, na podstawie dostępnych koncepcji oraz narzędzi badawczych myślano także o innych narządach, zwłaszcza o wspomnianym wcześniej sercu.
Współcześnie niektóre grupy religijne, (m.in. Świadkowie Jehowy) nadal przywiązują szczególną wagę do krwi, nawet zakazując jej transfuzji.
Argumenty, które przy tej okazji padają, zwykle są zakorzenione w czasach, w których nauki przyrodnicze znajdowały się na wcześniejszych etapach rozwoju, kiedy mogły brzmieć naukowo, nie jak dziś, ezoterycznie.
„Bo życie wszelkiego ciała jest we krwi jego”, pisze starotestamentowa Księga Kapłańska.
Niezależnie od ewoluującego przekonania co do umiejscowienia świadomości w ludzkim ciele fakt, że czytasz te słowa, zastanawiając się nad tym, co próbowałem wyrazić, świadczy o jej istnieniu.
W dobie wszechobecnej elektroniki nie ma żadnych podstaw, by upierać się, że organizmy żywe, które są wielokrotnie bardziej zaawansowane niż współczesne smartfony czy komputery, nie posiadają rozbudowanych funkcji „łączności bezprzewodowej”.
Równie dobrze więc świadomość nie musi być umiejscowiona w ciele, lecz używając terminologii informatycznej – „w chmurze”.
Komplikując: może być ona algorytmem, bądź częścią większego algorytmu samokreującego siebie poprzez wszechogarniający związek przyczynowoskutkowy. Współczesny nam rozwój techniki otwiera nowe horyzonty, zaś nowe analogie stawiają ponownie odwieczne pytania.
Tego typu przyczynowo-skutkowa konstrukcja, w filozofiach Wschodu od tysiącleci określana jest mianem karmy. Krocząc tym tropem, śmierć ciała fizycznego nie byłaby końcem świadomości, lecz aktualizacją hardware do potrzeb nowego, ulepszonego o zdobyte doświadczenia oprogramowania.
Upraszczając: „sprzęt” jest zawsze inny, „system”, „gra” i jej „bohater” także, jednak „dane”, „osiągnięcia”, oraz zdobyte umiejętności za każdym razem zasysają się z „chmury”.
W podobny sposób wymieniamy stary komputer na nowy. W omawianym wypadku nie tylko aktualizacja „oprogramowania”, ale i aktualizacja „sprzętu” odbywałaby się w sposób zautomatyzowany. Działoby się to w powtarzalnych cyklach czasu, zawsze postrzeganego z perspektywy aktualnej projekcji.
Wraz z postępem techniki, przenoszeniem kolejnych aspektów życia i działalności gospodarczej do sieci, oraz jej prawdopodobną ewolucję w kierunku opartych o sztuczną inteligencję zaawansowanych form wirtualnej rzeczywistości, pojawiają się pytania, czy ten rodzaj ewolucji nie prowadzi nas w kierunku życia w złudzeniu rzeczywistości?
Nasuwa to jednak istotną refleksję: Czy my przypadkiem, w takim złudzeniu nie żyjemy, i czy nie jest ono naturalnym środowiskiem naszej ziemskiej egzystencji, z „zadaniem”, by twórczo rozwijać algorytm?

YIN, YANG I ZAGADKA ISTNIENIA

Zgodnie z koncepcją yin i yang wzajemne oddziaływanie dwóch głównych sił natury stanowi przyczynę powstawania oraz nieustającej zmiany wszystkich rzeczy.
Aspekt męski yang (elektryczny, ekspansywny, ogień, wola) jako inicjator wywiera wpływ na aspekt żeński yin (magnetyczny, kurczliwy, woda, zrozumienie). W efekcie takiego oddziaływania otrzymujemy aspekt żeński, który przyjmuje cechy męskie.
Jednocześnie yin wywiera proporcjonalny wpływ na yang nadając mu cechy żeńskie.
Obydwie wypadkowe siły, żeńska o cechach męskich oraz męska o cechach żeńskich w dalszym ciągu będą się mieszać.
Pierwiastek żeński o męskich cechach wywierając wpływ na pierwiastek męski o cechach żeńskich wraca do swojej pierwotnej żeńskiej formy yin.
Równocześnie pierwiastek męski o cechach żeńskich oddziaływając na element żeński o cechach męskich wymusza przywrócenie pierwotnej formy yang. Następuje przebiegunowienie obydwu elementów.
Korzystając z opisanego wzoru jesteśmy w stanie nie tylko lepiej zrozumieć filozoficzne dziedzictwo minionych stuleci, lecz także mechanizm, o który opiera się teraźniejszość oraz przyszłość.

Koncepcja ta naprowadza też adepta na odpowiedź tłumaczącą zagadnienie pojęcia miłości, która w rzeczywistości jest prawem określającym wzajemną relację względem siebie przeciwległych, powstałych w wyniku podziału, elementów, na ich najwyższym poziomie energetycznym.
Na diagramie Drzewa Życia zajmuje ona przestrzeń pomiędzy Wolą (Yang, Chochma) a Zrozumieniem (Yin, Bina), na niższych poziomach, równolegle przybierając „bliższą nam” formę pożądania (relacja pomiędzy Chesed a Geburą) oraz konfliktu (relacja pomiędzy Netzach a Hod).
Jako że materialny obserwator umiejscowiony jest w najniższej, syntetycznej, ziemskiej sefirze Malkut, nie doświadcza on powyższych koncepcji w ich czystej formie, a jedynie za pomocą kreowanego w sefirze Jesod „systemu operacyjnego”.

Czym jest w takim razie odbierany przez nas Wszechświat? A może to my sami go kreujemy na własne potrzeby?

 

A teraz przypiszmy Wszechświat do pentagramu – rozbijając go na cztery Żywioły oraz Ducha. Wykres zawiera atrybucje Kabały oraz Kart Tarota. Przydatne przy rozkładach kart.

A co by się stało gdybyśmy symbol pentagramu użyli jako bazę do narysowania Drzewa Życia? Uniwersalny wzór na wieczność?


Często popadamy w złudzenie, że sytuacje, które nas spotykają, są jednowymiarowe.

Tymczasem jedną z uniwersalnych zasad funkcjonowania Wszechświata jest, że każda z sefir kryje w sobie kolejne, kompletne, “własne” Drzewo Życia, tyczące się jej specyficznych właściwości.

Powtarzający się fraktalne wzór, dotyczy każdego ze znanych ontologii aspektów wszechrzeczy. Koniec zawsze wyznacza początek.


Cyberpunk nasz powszedni

U progu nowego tysiąclecia chcieliśmy „nowego świata”. Chcieliśmy – więc go mamy.
Żyjemy w świecie, w którym komputery z naszych snów stały się dostępne dla każdego, posiadamy sprzęty, o których marzyliśmy, a fizyczny dystans stracił na znaczeniu.
Sztuczna inteligencja i maszyny wyręczają nas w pracy, algorytmy mediów społecznościowych dobierają nam znajomych oraz codziennie dostarczają zestaw świeżych informacji, na podstawie których kształtujemy własne postawy.
„Przed pandemią”, „przed wojną”… wszystko punkt widzenia.
Szczepionka przeciw Covid-19 może być rozumiana jako symboliczne przejście ze starego świata w nowy, przed którym niektórzy chcieliby się ukryć w okopach odchodzącej epoki.
Siedząc nad fosą starożytnej świątyni, spostrzegłem walające się po betonowych schodach zużyte maseczki oraz śmieci z tworzyw sztucznych.
Postapokaliptyczny cyberpunk, w którym na własne życzenie już się znaleźliśmy.
W początek każdej nowej epoki wpisany jest również jej koniec. Dzisiejsze pragnienia oraz nadzieje kreślą koszmary odległej przyszłości.



Krótkie rozważanie na temat pecha, fartu i przypadku.

Załóżmy, że Twój rower stoi pod domem, a wentyl w jego kole znajduje się w jakimś konkretnym położeniu względem gruntu. Powiedzmy, że jest 22 centymetry nad ziemią i niczym wskazówka zegara wskazuje kierunek do przodu.

W jakim położeniu znajdzie się ten wentyl gdy na rowerze przejedziesz dystans do sąsiedniego miasta ???

Czy to pozornie losowe położenie na pewno stanie się dziełem „przypadku”?

Oczywiście, że jego ostateczne położenie nie będzie dziełem „przypadku”, lecz rezultatem wielu czynników, które się pojawią po drodze, wpływając na dystans, jaki przebędziesz, zanim dojedziesz na miejsce, w którym się zatrzymasz.

Jedno z siedmiu opisanych w Kybalionie uniwersalnych praw, „Prawo przyczyny i skutku” zależność tę definiuje w następujący sposób:
„Każda przyczyna ma swój skutek; każdy skutek ma swoją przyczynę; wszystko dzieje się według Prawa; przypadek to jedynie nazwa na nieznane Prawo; istnieje wiele płaszczyzn przyczynowości, lecz nic nie wymyka się Prawu”



Myślę, więc jestem

Myśl poprzedzająca jakąkolwiek czynność zawiera w sobie wszystkie elementy sprawy, której dotyczy. Dzieje się to już na etapie poprzedzającym pomysł, na etapie pierwotnej idei, „przeczucia”, że należałoby podjąć daną aktywność. W momencie, gdy uzmysławiamy sobie problem, jednocześnie rozpoczynamy działanie, które w odpowiednim czasie znajdzie swoją materializację. Oznacza to, że w samej myśli, są zapisane etapy materializacji wszystkiego co się w danej kwestii wydarzy od początku, do samego końca. Niematerialna myśl zawiera w sobie rzeczy materialne jak np. realne spotkania czy realne przedmioty, które mają “odegrać swoją rolę”.
Siłę napędową każdej materializacji stanowi interakcja dwóch przeciwległych biegunów. We wszystkim, co zaistnieje będą działać dwie sprzeczne siły, jak jądro atomu i jego chmura elektronowa, plus i minus, popyt i podaż, yin i yang. W praktyce nawet zasada działania biednej, wiejskiej szkółki opiera się o sprzeczność pomiędzy brakiem placówek oświatowych na prowincji a możliwościami ich otwierania oraz czynnikami powodującymi taki stan rzeczy.
W myśli, która poprzedziła powstanie szkoły, poza intencjami i pomysłami były zapisane zarówno materialne klasy, jak i odpowiedź na brak podobnych instytucji w okolicy.
W pierwotnej myśli, która inicjuje działanie, jest też zapisane zakończenie. Dzieje się tak, gdyż zawiera ona zarówno niematerialne pomysły, jak i ich materialną realizację, aż do etapu ostatecznego wyczerpania formy. Wstęp, rozwinięcie i zakończenie, które następuje wtedy, gdy to, co na pierwotnym etapie wciąż jest niematerialne, po swojej materializacji staje się niematerialne ponownie.
Wszystko, co nas otacza, cały materialny Wszechświat wydaje się być efektem niematerialnych myśli, który funkcjonuje w oparciu o działanie dwóch sił rozmieszczonych na przeciwległych biegunach. Cogito ergo sum.

Oto Baranek Boży

Ukrzyżowany nauczyciel składa świadomą ofiarę z samego siebie. Staje się ona maksymalistycznym wezwaniem dla jego naśladowców.
Oddajcie siebie w całości, „na moją pamiątkę” – rozbrzmiewa wezwanie mistrza. Ofiarujcie was samych, takich, jakimi jesteście. Wraz ze swoimi słabościami, lękami i pragnieniami. Poświęćcie „ja”, tak jak starożytni poświęcali na ołtarzu baranka. Zwiążcie i zabijcie swojego osobistego baranka, który daje się prowadzić innym i pokornie ulega pragnieniom.
Składając w ofierze własne ego, „czynicie to na moją pamiątkę” – słychać między wierszami.
Wraz z odgłosem ostatnich przybijanych do krzyża gwoździ, uczniowie otrzymują od mistrza testament. Większość z nich po dziś dzień nie potrafi go odczytać.

Do Diabła

Archetyp diabła w zachodnim rozumieniu personifikuje zło, rozumiane jako rebelia względem stwórcy oraz obowiązujących w jego świecie wartości.
Spersonifikowane zło ma na celu wieść na pokuszenie dusze kroczące „wąskimi ścieżkami Pana”.
Sam grzech oznacza poddanie się słabościom przedstawianym jako przeciwstawna woli boskiej wola Diabła. Uleganie jej pociąga za sobą sankcję w postaci zamieszkania w zarządzanym czarcią ręką piekle.
Usuwając z tej aksjologicznej konstrukcji element personifikacji zarówno dobra, jak i zła, na warsztacie pozostaną nam mechanizm pokuszenia — poddania się słabościom oraz stan tzw. piekła, będący zgodnie z naukami zachodnich nauczycieli stanem cierpienia.
Obrana z legend zachodnia filozofia zmierza więc w kierunku tożsamym ze spuścizną Wschodu skupioną na nauczaniu o stanowiących źródło cierpienia pragnieniach.
Pojmowany w ten sposób diabeł nie tylko nie jest straszny, lecz właściwie zrozumiany bywa wręcz pomocny.
Jest on metaforą, określeniem uniwersalnego mechanizmu, który jest częścią każdego z nas i sprawia, że wyzwolone spod kontroli pokusy przejmują panowanie nad naszym życiem. Miara zniewolenia jest wprost proporcjonalna do rozmiaru pokus, na które sobie pozwalamy.
Zrozumienie tego mechanizmu wymaga głębokiej introspekcji i stanowi istotny krok na ścieżce rozwoju każdego człowieka.

Bramy piekielne

Kiedy przywołuję w pamięci swoją piękną talię kart, z posiadania której jestem zadowolony, w moim umyśle jednocześnie powstaje myśl, by sprawdzić, czy aby wszystkie kartoniki są na swoim miejscu. W ten sposób w momencie ekspresji dowolnego przywiązania na drugim biegunie rodzi się analogiczny w swoim rozmiarze zarodek lęku przed utratą stanu zadowolenia.
Zgodnie z naukami Buddy, pragnienia stanowią przyczynę wszystkich cierpień. Wielkie pragnienie oznacza wielkie cierpienie, jeżeli coś pójdzie niezgodnie z założeniem. Lęk przed utratą czegoś może urastać do niebotycznych rozmiarów i stoi u podnóża wszystkich zbrodni oraz łajdactw znanych historii ludzkości.
Uleganie przywiązaniu, to jak dmuchanie balonu. Balon ten, gdy osiąga rozmiar dmuchającego, wchłania go do środka, stając się krępującym, pełnym lęków oraz niezaspokojonych pragnień “piekłem”. Każdy z nas ma swój własny, niepowtarzalny punkt widzenia, więc i każdy z nas ma swoje własne piekło (lub piekła – zależnie od liczby “przepompowanych balonów”). Pielęgnujemy je i rozwijamy przez całe swoje życie, przypisując im później rozmaite kategorie: szaleństw, lęków, nałogów… Mityczne “bramy piekielne”, wyrastają więc z naszych osobistych pragnień oraz słabości – tu i teraz, nie w przyszłości, ale za życia. Tak jak nie istnieje żaden osobowy Diabeł (patrz wpis pt. Do Diabła), tak też nie istnieje piekło inne niż to, które na zasadzie prawa przyczyny i skutku sami sobie tworzymy.

Mrówka a sprawa ludzkości

Czy mrówka zdaje sobie sprawę z tego, że jej mrowisko znajduje się pośrodku twojego ogródka? Czy twoje stopy są dla niej niepojętym żywiołem, czy też rozumie je jako część większego i stawiającego świadomie kroki organizmu? Odpowiedź na te pytania, na zasadzie prawa powiązania, pomaga właściwie ocenić miejsce ludzkości we Wszechświecie.
Analizując otaczającą nas przyrodę, możemy dojść do wniosku, że percepcja każdego gatunku jest ograniczona jego możliwościami fizycznymi, lub na odwrót, przybrana forma fizyczna stanowi miarę własnej świadomości.
Człowiek zwykł sytuować siebie na szczycie ewolucyjnej drabiny, formom bardziej zaawansowanym przypisując charakter nieprzewidywalnej przyrody, a mniej zaawansowanym podległość. Tymczasem wysoce prawdopodobne jest, że inne gatunki odbierają działalność ludzi, w sposób podobny do tego, w jaki ludzie postrzegają powodzie, trzęsienia Ziemi czy wybuchy wulkanów.
Odmienne od siebie istoty kierują się innymi priorytetami, co jest determinowane przez zróżnicowany poziom rozwoju oraz potrzebę zgromadzenia odmiennych doświadczeń na drodze ewolucji gatunku.
Taka różnorodność stwarza możliwość ich wzajemnego współistnienia na jednej płaszczyźnie, co w przypadku istnienia nawet dwóch gatunków stawiających siebie na szczycie drabiny społecznej i dążących do tych samych celów, zakończyłoby się eliminacją słabszego z nich.
Wszystko we Wszechświecie jest poddane ciągłej interakcji, podlega zmianie, ewolucji, ulepszaniu się „poprzez tarcie”. Powoduje to, że w trakcie procesu ewolucyjnego, wraz z rozwojem świadomości, także na fizycznej płaszczyźnie istoty osiągają zdolność dostrzegania łączących je zależności, oraz to, że są mikroskopijnymi cząsteczkami współzależnej całości… nieskończenie samodoskonalącego się Umysłu.

Tematy do medytacji


Oto ofiara ze mnie, która gładzi me słabości, błogosławione wszystko i wszelkie okoliczności.

W którym momencie pojawia się dźwięk? Dźwięk pojawia się gdy jest jego odbiorca, ktoś, kto odbierane fale potrafi zdefiniować jako dźwięk. Dopóki nie ma odbiorcy wszystko istnieje i nie istnieje teoretycznie.

W takich samych fazach, w jakich zmienia się człowiek, zmienia się i Wszechświat oraz wszystko we Wszechświecie.

Nasza rzeczywistość jest powtarzalnym i wielo(nieskończenie) poziomowym, rozszerzającym się poprzez powielanie schematem.

Aby połączyć przeciwności, należy wymieniać się cechami. Każda ze stron musi przyjąć część cech strony przeciwnej.

Jesteśmy częścią świadomej całości.

W tym samym czasie mamy wiele przestrzeni jednocześnie. Przestrzeń dźwięku, przestrzeń zapachu, przestrzeń tego co widzialne. Być może także przestrzeń percepcji. One nakładają się na siebie, tworząc wspólną wypadkową przestrzeń — rzeczywistość. Każdy odbiera rzeczywistość przykładając własny, wypracowany na drodze przyczyny i skutku indywidualny wzorzec.
Indywidualność tę odbieramy jako „ja”.
Aby symulacja trwała dwie przeciwległe siły muszą się napędzać w nieskończonym poszukiwaniu kompensacji. Czas jest miarą ruchu, determinującego przemiany.

By osiągnąć radość, należy „złapać w ręce” jakiś kawałek rzeczywistości i się nim rozkoszować.

W życiu nie chodzi o to, aby osiągnąć jakąś pozycję społeczną, lecz aby rozeznać i wybrać tę, która jest dla nas najwłaściwsza.

Emocje i złudzenia tworzą świat ziemskich uczuć.

To ludzie tworzą świat materialny. Wraz z ich odchodzeniem zmienia się epoka. Gdy wybuchają krwawe wojny i rewolucje, proces ten dzieje się gwałtownie.

Śmierć jest tworzywem wszystkiego na tej planecie. Gleba, torf, ściółka leśna. Wszystko to na czym rodzi się nowe życie i czym się karmi jest truchłem tego co minęło.

W każdy początek jest wpisane zakończenie.

Niosąc chaos przywracać porządek… Żądza wywołuje zmianę i przywraca równowagę.

(Prawdziwą) boskość odnajdujemy w miłości.

Żądza jest emanacją doskonałej Miłości rozumianej jako relacja pomiędzy yin a yang.
We Wszechświecie żądza występuje jako mechanizm, który sprawia, że nie możesz za długo stać, siedzieć, czy leżeć w jednym miejscu, choćby najwygodniejszym. Jest relacją zachodzącą pomiędzy czasem a materią, która pcha sprawy do przodu, powoduje, że nie jesteś w stanie zbyt długo wytrwać w bezruchu.

Równoległą, bliższą naszemu światu niż żądza emanacją miłości jest konflikt – mechanizm przeciwstawiający sobie dwa odmienne bieguny, która wprawia ruch wszystkie sprawy ziemskie.

Bez miłości nie zrozumiemy żądzy, bez opanowania żądzy nie pojmiemy zaś konfliktu, destruktywnego starcia przeciwległych sił, na których prochach odradza się nowe.
Fakt powstawania sprawia, że na jakimś etapie dojdzie i do destrukcji, destrukcja zaś tworzy przestrzeń dla formowania się nowego. Każda wojna opiera się na złudzeniach.
Konflikt jest jak zapalnik, który rozładowuje skumulowaną energię i odpala nową rzeczywistość.

Aby zacząć od nowa, musi nastąpić „zwarcie”.

Światło daje wgląd w istotę rzeczy. Tak jak wiatr popycha liścia, tak myśli, popychają nas do działania. One są na wyższych poziomach napędzane przez „żądzę”.

Siedzisz w miejscu, a świat się zmienia, w ten sposób osiągasz tao, jednocześnie przemierzając drogę. Niezależnie od tego, że siedzisz, wszystko dookoła ciebie się zmienia i ty też się zmieniasz.
Są też ludzie, którzy pędzą. W tym pędzie nie zauważają, że świat się zmienia i robi to we własnym tempie. Oni są jak szaleńcy, którzy biegają po pociągu, myśląc, że w ten sposób szybciej dojadą do celu.

Prędkość, aby zaistnieć, potrzebuje jakiegoś dystansu, ograniczoności, która na Drzewie Życia kształtuje się w sefirocie Chesed.

Energia, schodząc w dół po Drzewie Życia, zagęszcza się, dążąc do materialnej formy, którą osiąga w Malkut, gdzie jest już skoncentrowana w swojej ostatecznej formie, po której następuje ponowne rozprzężenie w celu odnowienia cyklu.

Myśli możemy kontrolować za pomocą uczuć. Następnie zamienione w myśli uczucia transformujemy w życie. Budowa czegoś nowego zawiera w sobie element destrukcji.

Życie jest zmaganiem się z niewiedzą oraz lenistwem. Własnymi oraz innych.

Człowiek, który wybrał się w góry, postanowił po drodze zbierać wszystkie kamienie, które będą mu się podobać i szedł tak kilometrami.
Wraz z upływem drogi plecak wydawał się być coraz cięższy. W pewnym momencie zorientował się, że droga przestała sprawiać mu radość a kamienie, które znajdują się w plecaku i dotąd go cieszyły, teraz zaczynają poważnie ciążyć. Jeżeli odczuwasz, że jest ci w życiu ciężko, to znaczy, że na swojej drodze nazbierałeś za dużo niepotrzebnych kamieni. Pora się zatrzymać, przejrzeć zawartość i opróżnić plecak ze zbędnego balastu.

Opowieści Wody, Ognia, Ziemi i Powietrza

W otchłani rozległ się gromowładny grzmot, wraz z nieznaną dotąd jasnością zmieniła się temperatura. Na skorupę skalną spadł ulewny, gorący deszcz. Padał on krótko, lecz jego siła była wystarczająca, aby wypełnić wszelkie zagłębienia. Całą powierzchnię planety ogarnął bezkresny ocean.
Wnikająca w najgłębsze szczeliny woda zrodziła pojęcie głębi. Zalewając planetę, pokochała ją, wtuliła się w jej każdy zakamarek. Wyścieliła zazdrośnie dno warstwą, której nic nie umknie i która strzeże jego tajemnice, odkrywając jedynie płaską taflę powierzchni.
Spokojna, niezmącona niczym i bezkresna woda stała się mokrym dziedzictwem ulewnego deszczu. W niewzruszonej stabilności oceanu deszcz zyskał swą konkretną formę, ograniczoną jedynie dnem powoli rozpuszczanej materii.
Głębia stała się ciemna, chłodna i nieznana, otchłań zaś jasna i gorąca. Jako dziecko ciepła i chłodu zerwał się wiatr, a stanowiące granicę, przewidywalne dotąd lustro wody zajęły fale. Wiatr zmącił wodę, zmieszał jej głębiny, wytworzył prądy i nadał wodzie inteligencji. Odtąd głębia stała się nie tylko tajemnicza, ale i nieprzewidywalna.
Erodujące dno zaczęło się mieszać z wodą, wzbogacając ją o mikroelementy. Skalne pierwiastki będące syntezą wszystkich żywiołów nadały jej swego charakteru. W miłosnej ekstazie dokonała się wymiana, integracja wody z materią. Wzbogacona prochem woda stała się uniwersalnym nośnikiem wszystkich istniejących pierwiastków. Rodzajem kodu zdolnym przenosić skały w ich zaszyfrowanej mikroskopijnej wartości.
Nie było w owych czasach bardziej porywczej siły niż powstały na granicy głębi i otchłani porywisty wiatr. Niepowstrzymany niczym na swojej drodze, w tempie błyskawicy przemierzał z jednego krańca planety na drugi. I ustawał tak samo nagle, jak i nagle zrywał się do lotu.
Jedyną barierą, której wiatr nie mógł pokonać była woda. Mącona nagłą porywczą siłą zdradzała moc wiatru, podgrzana ciepłem otchłani nadawała mu wilgotnego ciężaru.
Unosząc się w przestworzach, białymi smugami chmur, woda zapisywała jego kierunek.
Zrozumiany wiatr zakończył erę swojej nieprzewidywalności, poczuł się dotknięty zdemaskowaniem kierunku oraz siły.
Ukrył więc w swej niewidzialnej formie wykradzione wodzie składniki i począł nazywać się powietrzem. Odtąd znów stał się nieobliczalny i nieznany, latał jednocześnie w tylu kierunkach, z ilu miejsc niegdyś woda wypłukała ukrywane przez niego pierwiastki.
W wielu miejscach gromadził się niesiony prądami wodnymi proch z rozpuszczonych skał, z czasem przybierając formę błotnych pagórków. Stanowiły one irytującą przeszkodę dla wiatru, który nie mógł się przez nie przebić. Dął więc ze wściekłością w ich kierunku, aby je zniszczyć. Jednak one, zamiast zniknąć z powierzchni wody, zaczęły powoli wysychać. Silne powiewy wiatru dodatkowo wypierały wodę, oddzielając ją od zerodowanej powierzchni skalnej.
Kiedy powstające z mineralnego prochu wyspy stały się już odpowiednio wysokie i twarde, ich szczyty zaczęły przyciągać błyskawice. Wynurzające się z wody góry stanowiły zwieńczenie szorstkiej interakcji żywiołów. Praca przynosi efekty. Jeżeli włożyło się w nią odpowiednią siłę.
Woda uparcie wdzierała się na ziemię, nawilżając ją swoją życiodajną mocą. Z prochu zaczęło wyłaniać się życie. W jałowym dotychczas świecie pojawiło się czucie, w swej naturze związane z materią, wykazujące jednak cechy wszystkich elementów, z których zostało zrodzone. Czucie zawarło w sobie głębię wody, twardość minerałów, ciepło otchłani i nieobliczalność wiatru.
Wicher, znawca wszystkich krańców planety, dawał o sobie znać rozrzucając nasiona, pyłki i ikrę po całej jej powierzchni. Wędrując w ten sposób po świecie, czucie wzbogaciło się o wiedzę. Coraz to inteligentniejsze organizmy, zdane na łaskę i niełaskę żywiołów rozpoczęły naukę sztuki dostosowywania się do zmiennych warunków.
Najsilniejsze, najbardziej zaawansowane z organizmów zapanowały więc nad ziemią. Troska o zapewnienie bytu zajęła miejsce pamięci o własnym pochodzeniu. I jedynie strach przed nieuchronnym obróceniem się w proch przypominał o tym, skąd wszystko wzięło swój początek.
Gdy rozlegały się grzmoty, zaczynały płonąć lasy i osady. Jedna chwila potrafiła przywrócić pierwotną formę prochu rzeczom, które powstawały przez dziesięciolecia. Nagłe zjawiska atmosferyczne, stały się punktami odmierzającymi czas, wyznaczającymi cykle odradzania i śmierci, za każdym razem wymuszając działanie.
Jedynie woda pozostawała niewzruszona wobec niszczycielskiej siły ognia. Nadawała mu granice, stanowiła dla niego nieprzekraczalną barierę. Dwa pozornie skrajne elementy, dwie nieokiełznane siły, które jako jedyne potrafią okiełznać się nawzajem. Kobieta i mężczyzna, Yang i Yin. Tylko ci, którzy zrozumieją ich działanie, będą w stanie przetrwać w świecie istniejącym dzięki ich równowadze.
Najinteligentniejsze organizmy planety nauczyły się z korzyścią dla siebie używać niszczycielskiej siły ognia. Wraz ze wzrostem populacji wszystkich istot i rozwojem ich wzajemnych relacji, wioski i lasy zaczęły znów płonąć. Czucie poznało nowy rodzaj lęku, lęk przed cudzym szaleństwem. Strach przed niekontrolowanym ogniem, który przywróci planecie jej pierwotny porządek. Przed gromowładnym grzmotem, który przeszyje otchłań i wywoła gorący deszcz. Przed ulewą, która rozpuści prochy pozostałe po cywilizacji.

Władza: siła i autorytet

Władza może być wynikiem posiadania siły bądź autorytetu. Obydwie przyczyny wzajemnie się uzupełniają. Jeżeli źródłem władzy jest siła, czyli brak słabości, to pierwotnym źródłem władzy legitymizowanej siłą powinno być panowanie nad własnymi słabościami. Silna władza to władza, która przezwyciężyła ego, nie da się korumpować, nie prowadzi jej interes inny niż umocnienie kierowanych przez nią jednostek. Władza prowadzona przez własne słabości nie jest władzą silną, lecz co najwyżej tyrańską.
Władza wywodząca swoje źródło z autorytetu, taka jak władza duchowa czy senioralna, gdy jest kierowana niskimi pobudkami podkopuje własną legitymację. Tego rodzaju przywództwo powinno spełniać wymagania jednostek, które przekazują w ręce autorytetu część swojej osobistej wolności.
Pozbawiona legitymizacji władza upada wraz z autorytetem bądź też sięga po siłę i staje się tyranią.
Opisane mechanizmy nie odnoszą się jedynie do hipotetycznych rozważań na temat władzy świeckiej lub duchownej.
Z powodzeniem można je rozciągnąć na wszystkie życiowe sytuacje, w których sami stajemy w pozycji posiadania któregokolwiek rodzaju przewagi.

OKRUCIEŃSTWO

Okrucieństwo jest jednym z najbardziej niechętnie zgłębianych zakamarków natury ludzkiej. Wiąże się ono z takimi zagadnieniami, jak furia, zemsta, strach czy pragnienie. Jednak nie każde pragnienie, nie każda zemsta, wściekłość lub strach prowadzą do zachowań określanych jako okrutne.
Zarówno okrutny komornik wyrzucający na bruk rodzinę z dziećmi, będący wykonawcą okrutnego prawa, jak i znęcający się w alkoholowej furii nad bliskimi sadysta posiadają nad własną ofiarą przewagę. Przewaga ta, niezależnie czy fizyczna, psychiczna, sytuacyjna, materialna bądź też innego rodzaju, jest elementem niezbędnym do zaistnienia okrucieństwa. Stanowiąca przedmiot przewagi siła nie zawsze musi być realna – istotne, aby za taką uchodziła w świadomości ofiary.
Do bycia okrutnym potrzebna jest też motywacja w postaci utraconego, zagrożonego bądź też upragnionego, pojmowanego subiektywnie przez sprawcę szczęścia.
Komornik wykonuje taki, a nie inny zawód, gdyż daje on mu poczucie władzy, lekką pracę oraz dobre pieniądze. Domowy sadysta sprawia ból ofiarom, gdyż czerpie z niego swoją chorą satysfakcję.
Nie wszyscy ludzie posiadają jednakowe skłonności do bycia okrutnymi. Przyczyn okrucieństwa pewnie jest tyle ilu okrutników oraz okrutnych zachowań. Skala okrucieństw rozciąga się od drobnych sytuacji, których doświadczamy w codziennym życiu, aż po najbardziej zwyrodniałe zbrodnie wszechczasów.
Niezależnie od tego, jak okrutnie postępujemy, aby tak uczynić musimy dysponować odpowiednią ku temu siłą oraz motywacją, która może się objawić zarówno jako zagrożenie, jak i pragnienie.
Istotną cechą okrucieństwa, jest to, że prowadzi ono do destrukcji. Dzieje się tak niezależnie od zamierzonego efektu, gdyż okrutny czyn za każdym razem odnosi swój negatywny skutek dla samego sprawcy.

„Zwierciadła duszy”

Ciekawym ćwiczeniem zaproponowanym przez Franza Bardona jest tworzenie tzw. „zwierciadeł duszy”. Są to opracowywane przez ucznia zbiory cech własnych, w rozbiciu na cechy pozytywne, negatywne oraz przypisanie ich właściwości, właściwościom poszczególnych żywiołów.
Poniższa tablica nie jest zwierciadłem duszy, absolutnie nie wyczerpuje także zestawu negatywnych i pozytywnych cech charakteru. Stanowi ona raczej podgląd, fiszkę złożoną z cech przytaczanych przez Bardona jako przykłady w pierwszej części WDH. Z istotnym zastrzeżeniem, że nie ma w tej materii żadnych ustalonych reguł – mówiąc prościej – przypisywanie cech do właściwych im żywiołów jest kwestią w dużej mierze indywidualną.

Zrządzenie losu – lotto – tajemnica?

Zgodnie z naukami Kybalionu „istnieje wiele płaszczyzn przyczynowości”, jednak „nic nie wymyka się Prawu”. Ergo, wszystko podlega regułom, zarówno tym znanym, jak i jeszcze nieodkrytym.
W powyższym kontekście spróbujemy przeanalizować pojęcia pomyślnego i niepomyślnego losu czy też jak kto woli koła fortuny.
Zrządzenie losu można zdefiniować jako wzajemną relację pomiędzy zrozumiałym i uporządkowanym systemem reguł rządzących wszechświatem a bezsilną, zabobonną bezmyślnością.
My z naszymi problemami, znajdujemy się gdzieś pośrodku częściej lub rzadziej ulegając złudzeniu przypadkowości.
Przyglądając się sprawie bliżej, dojdziemy do wniosku, że tzw. łut szczęścia dotyczy jedynie ograniczonego zakresu spraw. Nie znając regulaminu możemy zatem wygrać w loterii, ale nie da się w ten sam sposób posiąść miłości ani też stać się mądrym człowiekiem. Choć oczywiście niejeden uśmiech losu może się znaleźć na drodze do osiągnięcia powyższych celów.
Kuszącą jest idea złamania tajemniczego klucza, a raczej nieskończenie licznych kluczy przypadkowości zjawisk, lecz zanim jako ludzie osiągniemy ten poziom percepcji, warto skupić się na elementach bardziej dostępnych naszej analizie.

Każdą zmianę na lepsze możemy podzielić na 3 podstawowe elementy występujące w następującej kolejności:

1A. Świadoma gotowość do zmiany na lepsze.
Składają się na nią świadomość istniejącej sytuacji oraz możliwości jej zmiany.
2A. Prawo przyczyny i skutku.
„Każda przyczyna ma swój skutek, każdy skutek ma swoją przyczynę”. Efekty będą zależne od działań i decyzji, które podejmujemy. Utrata równowagi wiąże się z przejściem do punktu 1B.
3A. Silne pragnienie, poświęcenie sprawie.
Wcielenie w życie zmiany z punktów 1A oraz 2A.

Systematyka zmiany na gorsze będzie wyglądać podobnie, jakkolwiek różni się ona kolejnością występowania elementów. Zmianę na gorsze można zatem uznać za biegunową odwrotność zmiany na lepsze.

1B. Silne pragnienie, poświęcenie sprawie.
Wywołane żądzą lub strachem, powoduje utratę racjonalnej oceny sytuacji.
2B. Prawo przyczyny i skutku.
„Każda przyczyna ma swój skutek, każdy skutek ma swoją przyczynę”. Efekty będą zależne od działań i decyzji, które podejmujemy. Osiągnięcie tym punkcie świadomości możliwej zmiany na lepsze prowadzi do równowagi i przenosi nas do punktu 1A.
3B. Poddanie się zmianie na gorsze.
Moment, w którym stajemy się ofiarą zaistniałej sytuacji zainicjowanej w punkcie 1B i wywołanej w 2B.

Przeanalizujmy. Świadoma gotowość do zmiany, jako jeden z warunków zmiany na lepsze nie podlega przypadkowemu zrządzeniu losu. Podobnie jest z posiadaniem pragnień i poświęceniem się jakiejś sprawie. One zawsze stanowią kompilację skutków oraz poprzedzających te skutki przyczyn.

Na tej podstawie możemy dojść do wniosku, że 2/3 powodzenia i 2/3 niepowodzenia nie można tłumaczyć „wypadkami losowymi”.

Zrządzenie losu rozumiane jako nieznajomość prawa, które w danym momencie zadziałało na naszą korzyść bądź też niekorzyść, w najgorszym wypadku może odpowiadać za zaledwie 1/3 życiowego farta bądź niefarta. Szkody, jakie ponosimy, w głównej mierze będą jednak wynikiem błędnej oceny skutków naszych działań, a sukces efektem rozsądnych decyzji.
Pozostałe 2/3 tajemnicy powodzenia stanowią nasza świadomość, wola zmiany oraz intencje.

Złudzenie, iluzja

Niezależnie od tego, jak bardzo realistycznie będzie wyglądać lustrzane odbicie, nie zastąpi ono prawdziwego ogniska.
Ten, kto chodził po górach, znakomicie wie, z jakimi nieprzyjemnymi konsekwencjami wiąże się wybranie niewłaściwej ścieżki w lesie. Są one niby identyczne, a jednak często prowadzą w odwrotnych kierunkach. Złudzenie znajomości drogi, podobnie jak i inne złudzenia, osiąga swój skutek, wtedy gdy po długim marszu osiągamy świadomość tego, że znajdujemy się w punkcie odmiennym od zamierzonego.
Negatywne rezultaty zaufania iluzji za każdym razem wzbogacają naszą wiedzę i doświadczenie.
Naturalną konsekwencją ponoszonych niepowodzeń jest utrata równowagi.
Zarówno sama równowaga, jak i jej brak mają charakter tymczasowy, podlegają zjawisku ciągłej zmiany.
Można się zatem spodziewać, że w większości przypadków, niedogodności spowodowane zaufaniem złudzeniu będą adekwatne do poziomu iluzoryczności naszych pragnień, wyniesiony pożytek zaś zachowa proporcje w stosunku do zrozumienia rzeczywistych przyczyn problemu.
W zależności od zaistniałej sytuacji oraz aktualnej świadomości podmiotu, stan równowagi zostanie ponownie przywrócony na drodze jednego z czterech rozwiązań:
1. Zrozumienie, świadome odrzucenie iluzji, nowy początek.
2. Wsparcie ze strony niebranego pod uwagę uprzednio czynnika/czynników.
3. Konflikt, rozładowanie nadmiaru emocji na drodze konfrontacji.
4. Poddanie się woli oświeconego autorytetu.

Poprzez system wzajemnych powiązań iluzja, objawiająca się przeważnie jako łatwa droga na skróty, w rzeczywistości stanowi okrężną tułaczkę, której stopień trudności zależy od tego, jak świadomie wyciągamy konsekwencje z własnych pomyłek.
Przywołane we wstępie lustro, co prawda nie da nam ciepła, ale pozwoli zlokalizować kierunek, w którym znajdziemy ognisko. Znając prostą zasadę działania lustra, zrozumiemy, że jest to kierunek przeciwny.

Wyzwolenie od religii

Wszystkie systemy religijne tworzą się wokół idei, będących światłem prowadzącym ich wyznawców. Idee te są jak odpryski iskier z ogniska. Liczne, rozproszone chaotycznie wiatrem po przestrzeni. Kierowanie się w ich stronę ogranicza szerokość spojrzenia do stopnia, który uniemożliwia zarówno dostrzeżenie pozostałych iskier, jak i samego ognia.
Szerokość widzenia osoby wierzącej jest limitowana przez postrzegane przez pryzmat iskry pojęcie dobra (jej światła) oraz zła (ciemności rozpoczynającej się wraz z granicą jej jasności).
Wyzwolenie od religii wymaga odwagi spojrzenia w innym kierunku oraz ujarzmienia własnych lęków. Taka postawa spotyka się ze sprzeciwem obrońców „starego ładu”, u których lęk przed zniszczeniem dawnych struktur wywołuje większy strach niż ryzyko bohaterskiej śmierci.
Jako że religie umierają wraz z wyznawcami, wywołując konflikty w obronie przemijających wierzeń, ich strażnicy przyspieszają destrukcję starego ładu. Podczas gdy ogień może być podsycany w nieskończoność, pojedyncze iskry płoną w ściśle określonym czasie.

Ścieżka Nowego Ładu

Można odnieść wrażenie, że podzielona i globalizująca się ludzkość obrała drogę konfrontacji i tylko niespodziewany, potężny czynnik mógłby wymusić powstanie międzynarodowej struktury zdolnej do wprowadzenia ludzkości na ścieżkę wspólnego rozwoju.
W najbliższych latach (dekadach?) będzie więc dochodzić do licznych konfliktów, które ostatecznie doprowadzą do globalnego przebiegunowienia.
W końcu należy się spodziewać zmęczenia wojnami, podziałami etnicznymi, „ekonomią skąpców” oraz utraty zaufania do zinstytucjonalizowanych systemów religijnych. Powojenny świat za każdym razem prowadzi do wzrostu nowych imperiów, upadku starych i powstania ulepszonych form wspólnot ponadnarodowych. W świecie „nowej globalizacji” polityczne tornada co jakiś czas będą wywracać resztki starego, współczesnego nam ładu.
Różnorodność i wzajemne ścieranie się nowych prądów politycznych, religijnych i filozoficznych, postęp technologiczny oraz wykorzystanie źródeł czystej energii stworzą podwaliny pod narodziny mających napędzać przyszłą cywilizację wartości.
Wyłoni się ona jako fundamentalna kompilacja dotychczasowych doświadczeń ludzkości. Zapowiadana przez wielkie systemy filozoficzne mijającego eonu epoka nowego ładu, wolności, równości i globalnego braterstwa. Przedostatni etap kończącego się i odnawiającego pełnego cyklu ewolucyjnego.

Ewolucja – jak będzie wyglądał człowiek?

Zgodnie ze słowami Buddy ewoluujemy przez „jedno życie, dwa (…) setki tysięcy, wiele eonów kosmicznego skurczu i kosmicznej ekspansji”.
Nasza obecna fizyczność i poziom świadomości nie są więc ostateczne. Wygląd, proporcje ciała, kolor skóry czy „odblokowane funkcje mózgu” zmieniają się na przestrzeni dużych odstępów czasu. Nie istnieją więc przesłanki, aby twierdzić, że nie będziemy w dalszym ciągu ewoluować. Jako że to rozum kształtuje formę, przeskok do kolejnej epoki także będzie musiał się odbyć w ślad za ewolucją świadomości. Nastąpi ewolucja formy. Jak zatem będzie wyglądała nasza fizyczność w przyszłych epokach i czy dalej (jak długo?) będzie fizycznością? I czy dalsza ewolucja nie wymusi na nas świadomej eliminacji ego?

Karuzela pragnień

Pragnienie jest instynktem w pewnym sensie równoległym do miłości, lecz ulokowanym na niższym poziomie egzystencji.
Zarówno rozumiane jako żądza uciech, władzy, bogactwa czy też wiedzy, prawdy i mądrości odgrywa ono swoją rolę, będąc jednym z mechanizmów, które możemy kontrolować.
W sensie kreatywnym pragnienie stanowi bodziec do ewolucyjnego rozwoju, w destruktywnym zaś przyczynia się do odnowienia cyklu.
Naturalną funkcją pamięci jest przekazywanie zachowanej esencji zdarzeń poprzednich w celu ich późniejszego wykorzystania w formie przetransformowanych doświadczeń.
Suma poprzednich doświadczeń determinuje naszą osobowość, miejsce, w którym się znajdujemy, wygląd fizyczny, charakter, etc. Można powiedzieć, że nasza obecna rzeczywistość jest wynikiem niekończącego się wyboru, który podlega ciągłej, ewolucyjnej zmianie.
Pragnienia są uwarunkowane karmicznie i ich zmiana zawsze będzie skutkiem działań podjętych w czasie teraźniejszym.

Diabeł tkwi w pragnieniach

Zgodnie ze starożytną tradycją Wąż był kochankiem Lilith, pierwszej żony Adama. Zamanifestował on swoje istnienie jako trzeci element, w dotychczasowej, dwustronnej relacji pomiędzy archetypami świadomości żeńskiej i męskiej. Zaistniała wtenczas bardziej skomplikowana, trójstronna relacja, tworząc pole dla nowych, nieznanych dotąd pojęć jak zazdrość, rozczarowanie, smutek czy żądza. Tego wszystkiego co wywołuje przywiązanie, zniewala i w późniejszych wiekach trafiło do systemów filozoficznych w formie personifikacji diabła. Rozmiar pragnień jest jednocześnie miarą cierpienia spowodowanego ich niezaspokojeniem. Ten stan ducha systemy filozoficzne zwykły nazywać piekłem. Wydostać się z niego można jedynie na drodze zrozumienia przyczyny cierpienia i eliminacji pragnień.

Zepsucie, degeneracja

Zepsucie nie jest odchyleniem od “normy”. Stanowi ono połączone z utratą równowagi obniżenie poziomu zrozumienia danego aspektu.
Źródłem zepsucia jest zewnętrzny, destrukcyjny czynnik, który został włączony do naszego systemu wartości. Zarówno fakt degeneracji, jak i punkt, w którym w jej rezultacie znajdzie się jednostka, są wypadkową podejmowanych przez nią wyborów.
Zależnie o podjętych działań zepsucie może skutkować popadnięciem w konflikt wewnętrzny lub z otoczeniem, życie w świecie złudzeń, uzależnienie (od czegokolwiek lub kogokolwiek), powierzenie swego losu łutowi szczęścia bądź przemianę. Przemiana wystąpi jedynie jako konsekwencja obecnego stanu rzeczy oraz bieżących decyzji jednostki. Zależnie od emocji, jakimi będzie się kierować, skutki przemiany będą destrukcyjne bądź przyniosą efekt w postaci zdobytego doświadczenia oraz odzyskanego stanu równowagi.
Należy zwrócić uwagę na fakt, że zdegenerowana jednostka posiada skłonności do skrajnych zachowań. Ich równoważenie jest niezbędnym warunkiem osiągnięcia celu.

Dlaczego dążymy do wiedzy?

Nasze myśli wyznaczają nam granice i one także przekraczają te granice jako pierwsze. Samokontrola polega na świadomym mieszaniu przeciwieństw. Zgłębiając siebie w skali mikro, odkrywamy tajemnice tego co jest poza naszym zrozumieniem w skali makro.  Poznając uniwersalne prawa Wszechświata, świadomie czynimy go lepszym, realizujemy zapisaną kodem ewolucji Wyższą Wolę. To jest właściwy cel rozwoju nauki i dążenia ludzi ku oświeceniu.

Bogactwo i zaspokojenie

Do bogactwa prowadzą: iluzja, ciężka praca albo pochodzenie. Bogactwo, które nie służy wyższym celom jest daremne.
Zaspokojenie można osiągnąć poprzez iluzję, mozolną pracę lub zmianę priorytetów. Zaspokojenie to nic innego jak daleki od oryginału obraz miłości.

NIC

Jeżeli jest coś takiego jak „NIC” to mieści się ono w pojęciu „WSZYSTKO”. Jeżeli byłoby „coś” poza „Wszystkim” wtedy nie byłoby ono „wszystkim”. „Nic” mieści się więc we Wszystkim. Nic jest więc „czymś” zarazem „niczym”, jest zatem wyobrażeniem. Jeżeli nic jest wyobrażeniem i mieści się we Wszystkim to wszystko musi być Umysłem.

SŁOWO

Słowo, jest wyrazem myśli i ma moc sprawczą. Jeżeli na początku było słowo, to musiało być ono wyrazem myśli jakiegoś umysłu. Ergo, wszystko musi być Umysłem.